wtorek, 20 stycznia 2015

Ultimatum Lucjana

Prezydent 2015 zadzwonił do mnie z informacją, że Kutaśko dowiosłował do oczyszczalni ścieków i obecnie stoi niedaleko wielkiego zbiornika nasiąkając biogazem. Westchnęłam zdenerwowana, bo zrozumiałam, że dziś raczej się nie spotkamy. Nie miałam pewności, czy zdecyduję się na tę konfrontację nawet w tym tygodniu. Nie dane mi było jednak zaznać spokoju.

Ledwo zrobiłam zakupy w sklepie, nabywając świeże pieczywo z nocnego wypieku, i wróciłam do domu, by przygotować śniadanie - rozległ się dzwonek u drzwi. Wytarłam dłonie w fartuch i podeszłam do drzwi, spoglądając w judasz. Nic nie zauważyłam, ktoś musiał palcem zasłonić wziernik. Nagle dotarł do mnie przeraźliwy zapach. Po chwili usłyszałam głos prezydenta.

- Otwieraj, ciociu. Prezydentowi nie otworzysz?
Wprawdzie jest jeden polityk w Polsce, który za nic ma słowa zachęty głowy państwa, próbujące go wciągnąć w najważniejsze gremia, które decydują o bezpieczeństwie kraju, ale ja taka nie byłam. Otworzyłam podwoje. Lękliwie ze względu na siłę zapachu, lecz zarazem odważnie stawiłam temu swe pomarszczone czoło.
- Lucjan postawił ultimatum. Albo dziś przeprowadzamy naradę, albo on wraca na Mazury - wyjaśnił huncwot 2015.
Kutaśko tylko skinął głową na potwierdzenie.
No cóż, ręką wskazałam niezapowiedzianym gościom miejsce, gdzie mogliśmy wspólnie przycupnąć. Były to taborety w przedsionku. Do pierwszego było jeszcze 10 dni, więc specjalisty z karcherem nie mogłabym zamówić, a pogoda jest niepewna, więc wietrzenie foteli na balkonie też było nierealne.

- Mów, Lucjanie - zachęciłam Kutaśkę nie swoim głosem. Po prostu starałam się oddychać przez gardło. Bycie brzuchomówczynią nie każdej dziewczynie przychodzi z łatwością.
- Na Mamrach ryby zaczęły brać. Żal mi było opuszczać łowisko.
- Tu zarzucicsz sieci - zdecydował tomasz.ka 2015.
- A może jednak usiądziemy na balkonie? - zastanawiałam się.
- Zimno i pada - odparł lakonicznie Kutaśko.
- Lucjan ma gęsty mózg jak wszechświat przed Big Bangiem - zaopiniował prezydent in spe.
- Wielkim Wybuchem? - upewniłam się.
- Pani krewniak musi być jaskrawy i intensywny - doradził Lucjan.
W tym momencie mocno zakrztusiłam się, czując jak żołądek podnosi się do gardła.
- Nie wolno mu gardłować - ciągnął Kutaśko - musi jedynie trafić w zmysły Polaków.
- Czy ma zacząć od powonienia krajanów? - zdziwiłam się. - To może być trudne, bo sporo z nich równeż lubi intensywność.
- Letnie lecz ciepłym, zaś zimne chłodem - stwierdził enigmatycznie nasz doradca.

Prezydent 2015 zmarszczył czoło, lecz jego myśleniowy wysiłek szedł na marne. Ja skupiłam się jedynie na powstrzymywaniu torsji. Jedynie Kutaśko pracował wydajnie. Aż bałam się, że doprowadzi do wybuchu, rozsadzi mu czaszkę i będę musiała się zapożyczyć, by wezwać na pomoc człowieka z karcherem.
- Polacy od dekad na wszystko polują. Kiedyś na cukier, papier toaletowy czy benzynę na kartki, dziś na kredyt w złotówkach, wyprzedaż czy wczasy za pół ceny. To są myśliwi. tomasz.ka jednak nie może ograniczać się do Gwardii Narodowej. Musi z tych ludzi utworzyć pospolite ruszenie.
- Mnie już ruszyło - wyplułam co nieco na chusteczkę, lecz zaraz potem spojrzałam z uznaniem na Kutaśkę.
On naprawdę mówił rzeczy nie od parady...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz