wtorek, 10 stycznia 2017

Arbitraż pstryczkowy

Bezczelny mróz jak zwykle w zimowy styczeń wtargnął na poznańską Wildę bez uprzedzenia, policzkując nas siarczyście. Trudno czekało się na przyjazd furgonu z piekarni, mimo że kilka dni wcześniej załatwiony nam został koksownik. Choć stałyśmy z wizją zakupu świeżego pieczywa z nocnego wypieku, to wzbierała w nas złość. Na życie, pogodę i wszelkich nieudaczników.

– Idzie Leopold – zauważyła Gertruda lat 77. – Na karku nosi 88 wiosen, a chodzi żwawo, że aż dziw. Może kupił sobie walonki?
– Dupa mu marznie – zauważyła trzeźwo Kunia lat 90. – Spieszy się, by podłożyć pod nią ogień.
– Nie powinien chodzić bez czapki – przyganiła Malwina lat 92.

Mnie też się nie podobało, że może stracić małżowinki, więc gdy chłoptaś przechodził mimo, podskoczyłam do dziada, spojrzałam głęboko w zaropiałe oczy, a potem z prawego wskazującego palucha prztyknęłam bez pardonu w lewe ucho. Chłop oniemiał, więc żeby go ocucić, poprawiłam w prawe.

– O na moje weki! – krzyknął. – Nikt w życiu jeszcze mnie tak nie zamarynował!
– Co za ciul! – wzdrygnęła się Kunia. – Nie bluzga należycie, więc i mnie osłabia tymi piwnicznymi słoikami. Och, jaki z niego zjełczały kompot.
– Dzwonię na policję – gardłował Leopold.
– A może arbitraż? – zaproponowałam.
– Że co?
– Ustanowimy niezależny sąd – informowała Lwinka. – Będę przewodniczącą. Dobiorę tylko sobie znane członkinie, żeby było bardziej sekretnie.

Natomiast, ty, Poldek, wniesiesz skargę, my ją arbitralnie rozpatrzymy, a na koniec twoje odstające uszy usłyszą, jaki zapadł wyrok.
– Coś mi się wydaje, że mogę na tym stracić...
– Obiecuję ci solennie, że twoje uszy już nigdy nie zaznają żadnego prztyczka.
– Naprawdę? – Leopold powoli dawał się przekonywać do wyroku niezależnego sądu.
– Naprawdę – upewniała go Lwinka.

No cóż, Leopold nie był pierwszym, który dał się nabrać na dudaściemę. Dla nas jednak ważne było to, że nadal możemy dawać prztyczki w uszy krnąbrnych chłopów z naszej dzielnicy.

4 komentarze:

  1. Uprzejmie donoszę, że też się dałam nabrać. Uwierzyłam, że facet dla beki zwany prezydentem myśli. Tymczasem on tylko udawał;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie myśli, nie czuje, podpisuje :D

    OdpowiedzUsuń