sobota, 14 stycznia 2017

Kolęda

Odkąd od 1999 roku wypisywałam na drzwiach w miejsce K+M+B, Ctrl+Alt+Del wraz ze stosownym rokiem, to ministranci nie dobijali się do mnie. Tym razem jednak było inaczej. Zadzwonił kilkunastoletni grubasek z brylami na oczach i w koronkowej białej sukieneczce narzuconej na kurtkę zimową.

Typowy ministrancik z poznańskiej Wildy. Spytał, czy przyjmę księdza, ale kazałam mu się szpulać. Ministrancikowi zabłysły oczka, bo coś kiedyś słyszał o magnetofonach szpulowych, ale ja szybko zamknęłam mu drzwi przed nosem. Dodam, że z trzaskiem.
Potem włączyłam pudło telewizyjne i na ekranie zaczęli kolędować ci sami bohaterowie, co zwykle. Kaczyński z krzywymi nóżkami, Macierewicz z aniołem Gabryelem na czole, prof. Krycha Pawłowicz z naszyjnikiem zębów wybitych poganom przez rycerzy zaciężnych Mieszka I, czy marszałek Kuchciński z wyrazem oczu Matki Boskiej Pustej z sanktuarium w Tworkach.

Natychmiast przypomniałam sobie o Platonie. Jego wizja państwa była taka jak u wszystkich gejów lub kryptogejów, czyli pełen zamordyzm. Moje myśli krążyły jednak wokół mitu o jaskini, który zaczerpnęłam z dialogu pt. „Państwo”. Poczytałam o tych skutych gościach w grocie, którzy nie widzą słońca, karmią się cieniami i echem, i te wszystkie pozostałe dywagacje zboczonego ucznia Sokratesa, że otworzyłam barek, wyjęłam butelczynę pigwówki, którą sama latem pędziłam i wyszłam w bamboszach na klatkę schodową.
Na schodach trząsł się z zimna ministrancik.

– Ile masz lat, szczylu? – spytałam.
– 12.

Wyjęłam z kieszeni kilka ziarnek pieprzu i podałam smarkaczowi.
– Possij. To cię rozgrzeje.

Po czym zeszłam na parter i kierując się od dołu do góry oraz wypisanym na drzwiach hasłem K+M+B 2017 pukałam do drzwi sąsiadów, a oni mnie wpuszczali. Ja miałam butelczynę, a oni wyjmowali z szafek kuchennych podajniki.
Och, ileż było śmiechu i harmideru!
– Wacek, to ty w kopercie dałeś tylko 5 złotych? – chichrałam.
– Ale w banknocie – chwalił się Wacek. – Jeszcze ciepły. Prosto z San Escobar!

Alojzy z kolei relacjonował rozmowę z księdzem o kształcie trumny i głębokości dołu, który ma być dla niego wykopany na cmentarzu parafialnym, zaś Matylda zapinała przy mnie zbyt mocno rozpięty dekolt. Rozmów odbyłam wiele, aż do dna.
I kiedy dziś w sobotni poranek o tym myślę, to uważam, że kolędowanie jest boskie. Mimo że łeb następnego dnia nie daje odpocząć.

2 komentarze:

  1. Po ile stoi waluta San Escabor? Chętnie nabędę. Na wypadek gdybym się jednak zdecydowała zdecydowała w tym roku dla beki przyjąć powsinogę po kolędzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znałam tylko jednego powsinogę. Piesek wabił się Pucek Powsinoga. :)

      Usuń