środa, 2 czerwca 2010

O maminsynkach, czyli co za siara!

Pisałam już, że szef naszego sztabu pan Lucjan Kutaśko nie miał matki. Jest ewenementem na skalę światową, zjawiskowym samorodkiem, o którym pewnie jeszcze niejeden raz opowiem. Dziś jednak zajmę się bardziej nudnymi maminsynkami.

Jak pewnie pamiętacie, temat podejmowałam już z okazji święta Dnia Matki, z tymże dziś będzie siarczyściej. Siara to naturalny pokarm, który niesie ze sobą tak ogromny ładunek przeciwciał, że dałby ciała ten, kto by nie łyknął. O roli odpornościowej pokarmu najlepiej świadczą postawy kandydatów na urząd prezydenta. Im dedykuję dzisiejszy tekst.

Jareczek zwany ciumkaczem.
Słodka kruszynka, niewinna minka, gładziutka pupcia - te słowa najlepiej określają maleństwo. Co naturalne, urodził się z odruchem ssania i - to już bardziej zastanawiające - z włosami w nosie. Od pierwszych minut swego życia mlaskał, chcąc zawłaszczyć większą pierś. Bo to dziecię od pierwszych chwil musiało walczyć o strawę. Dlatego przyzwyczaił się do walki, ale ma nudności na widok piersi mlecznej. Woli waleczne. Jednak kiedy już ssie, jego wzrok staje się nieobecny. Nie wypiera się, że lubił siarę, ale oczy ma piwne. Jego rączki delikatnie pieściły matczyną cysternę, dlatego teraz nie ma skrępowania, by do polityki zapraszać kobiety. Znany jest z delikatnego podniebienia i twardego naskórka na piętach, który zwalcza pumeksem. Jednak przy tym jest elegancki. Choć w dzieciństwie często na szyi miał śliniaka, to dziś wzbudza respekt. Taki szacuneczek, tylko że po angielsku.

Osesek Broneczek.
Trochę podobny do szefa naszego sztabu Lucjana Kutaśko. Może nie z wyglądu, ale dlatego, że jako jedyny Polak urodził się w okularach. Zachłanny połykacz siary, dlatego mleko zawsze zostawało mu pod nosem. Stąd już od 5-tego dnia po porodzie zaczął zapuszczać wąsa. Ale mógł sobie na to pozwolić, bo karmicielkę miał dorodną. Przywiera do sutka zawsze chciwie. Też ciumka, ale tak bardziej narodowo. Jakby to w borze było, albo u komornika w warszawskiej wsi... Gdy ssie lubi myśleć o poezji. W Częstochowie bywał i ma miłe wspomnienia, choć Matka Boska Jasnogórska biust ma mały i przecięty policzek. Ale to obraz i śmiać się z tego nie należy. On sam katolicyzm wysysał gdzie indziej.  Już siedząc na nocniku zaczął prawą religię sączyć! Smółki miał zdrowe, choć po takich wyssanych ilościach siary mógłby mieć rozluźnienia. Ale na herbatki ziołowe był odporny. Tylko gdy kupki robił na odległość, to kum odwijając pieluszkę mawiał: " Ma srałek, Bronek!"

Grzesiu, zaśliniony obwiesiu!
Mamka Grześka wolała Wieśka (nie Gomółka, lecz inna smółka!), którego karmiła, a Grzesia głodziła. Ale ten napierał. Urósł mu jednodniowy zarost ze zniecierpliwienia oraz pojedynczy ząb mądrości! I choć przywierał do pustego kontenera Mamuśki, to z każdym karmieniem uczył się nowej zwrotki wiersza Majakowskiego! Grzesiek jako jedyny wśród żłobkowej dzieciarni cyc traktował jak cyc. Żaden ołtarz, żadna relikwia, cyc jak Fryc - do odstrzelenia i do wycyckania. Dlatego lewicowe niemowlę usadowiło się blisko Schwab-granicy, by siarą plunąć i obronić Ojczyzny ambicję.
Grześ był ssącym patriotą aż do pierwszej klasy podstawówki. Tam nauczył się, że jest coś takiego jak Konstytucja. Interesował go i Koń, i stytucja. Dlatego ssał, będąc przeciwnym podatkom od aktywności prostytutek, bo akurat on by nie chciał, by Polska została sutenerem. On był i pro koń, i pro stytucja. Taka Lewica, jaka na cyca chcica. Ale Grzesiu wraca do ssania. To Lewicy Hossanna! I polski stytut! Choć złośliwi mówią: substytut...

Lecz ja, Adela lat 73, opisywałam tych maminsynków z tak wielką niechęcią, że teraz tym bardziej muszę zaprotestować!
Jak możecie ich popierać?
Jak pozwolicie na takie maminsynkowe wynaturzenia?

Poczekajcie jeszcze 5 lat! Nie będzie już maminsynków! Będą pociotki! tomaszka 2015 się zbliża!

3 komentarze: