poniedziałek, 27 września 2010

O przywiązaniu.

Od momentu narodzin przyzwyczajamy się. Do ścian, do twarzy, kolorów i nastrojów. Do tego, że rano pozbywamy się balastu, że łatwiej nam się uśmiechnąć w słoneczną pogodę, że kwiaty trzeba podlewać i czasem wpuszczać mężczyznę do swojego ogródka. Tak się rodzi rutyna i automatyzm. A ja nie chcę być robotem, choć sąsiedzi powiadają, że jestem robotna. W najgorszym razie postanowiłam zmienić oprogramowanie.

Jak w każdą niedzielę Władek lat 94 zlądował u mnie na obiedzie. Wstępuje do mnie po drodze z naszego parafialnego kościółka. Nie wiem, jak to się dzieje, ale zawsze po mszy świętej jest rozochocony. Opowiada rubaszne żarty o kropidłach, gromnicach i włóczniach aniołów. Przyzwyczaiłam się do Władka i jego żenujących dowcipów, z grzeczności wysłuchiwałam powtarzających się dykteryjek, ale dziś postanowiłam zaprotestować przeciw rutynie.
– Władku, czy nie jesteś przywiązany do nudy?
– Ja? Gdzieżby!
– To zróbmy coś inaczej – zaproponowałam.
– Adela, zdejmij dla mnie powoli swoje ciuszki – wydyszał zaczerwieniony Władek.
– Ale nie będziesz macać.
– Obiecuję.
– Przywiążę cię do krzesła. Inaczej nie dotrzymasz słowa.

Władek lat 94 zgodził się na niecodzienne żądanie. Unieruchomiłam mu nogi paskiem od porannika, zaś sznurowadłami przywiązałam mu ręce do oparć krzesła. Następnie poszłam po deskę do prasowania.
– Co robisz?
– W końcu na coś muszę położyć majtki i biustonosze.
– Och.
– Poczekaj, muszę wszystko przygotować.
Wniosłam wysuszone pranie z balkonu, podłączyłam żelazko do kontaktu i wzięłam się za prasowanie swoich fig. Chciałam pokazać Władkowi jak bardzo męczące może być wykonywanie rutynowych czynności. On się wprawdzie burzył, ale poświęciłam wysuszone antygwałtki i go zakneblowałam. I tak przywiązany do krzesła Władek lat 94 przywiązał się do prasowania. A ja cieszyłam, że nie maca mi majtek, bo protestuję przeciw fetyszystom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz