środa, 6 października 2010

O wyższości naleśnika nad starym krokietem.

Wszystkim kobietom dobrze znane jest porównanie mężczyzny do naleśnika. O tym, że same ciacho nie wystarczy, lecz trzeba go do smaku nafaszerować. Szpinakiem, powidłami, serem, pikantnie lub na słodko, jak kto sobie życzy. Ale faszerowanie naleśnika jest już ostatnią fazą przed skonsumowaniem. To jak wybór garnituru czy innego fraku do ślubu. Dlatego ja zacznę przepis na udanego naleśnika od początku.

– Władku, przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie na plaży. Byłeś biały jak syn młynarza.
– Tylko z dobrej mąki wyjdzie chrupiący chleb.
– Naleśnik też. No i jajka trzeba rozbełtać.
– Och, Adelo – obruszył się Władek lat 94. – Mężczyznom zdarzają się przeróżne kłopoty.
– Grunt żeby była tylko szczypta sody, bo gdy woda sodowa uderza do głowy, wtedy kończy się wodogłowiem. I wyjdzie obleśny naleśnik.
– Odczep się ode mnie!
– Do naleśnika potrzebne jest mleko, dlatego najlepszy jest gołowąs. Taki co ma mleko pod nosem. Ten to dopiero podskakuje na rozgrzanej patelni!
– Już wiem. Tylko przekomarzasz się. Lubię naleśniki. Będzie fajny obiad.
– Najważniejsze są proporcje. Odpowiednia ilość mąki do jajek i mleka pod nosem. No i szczypta słodyczy w postaci cukru oraz soli dla podkreślenia... No właśnie, dla podkreślenia czego?
– Olej to.
– Masz rację, olej też musi być. Bez lubrykanta będą nici ze ślinki cieknącej z ust doświadczonej kucharki.
– A z czym je zrobisz?
– Co? – spojrzałam na Władka lat 94 krytycznie. Wykrzywiłam twarz w pełnym dezaprobaty grymasie. – Ze śmierdzącym starym serem.
– Co cię dziś ugryzło?
Władek wstał od kuchennego stołu, przeciągnął się, potem podrapał się w kroku. Tak właśnie można odróżnić starego krokieta od naleśnika. Zatem protest jest już jasny. Wymierzony przeciw trwaniu przy jednym naleśniku na rozgrzanym oleju aż do fazy krokieta. Kobieto, naleśnika zjedz i rzuć się na następnego! Aż do nasycenia. Smacznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz