środa, 17 listopada 2010

Farbowane liski.

To prawda, niejeden raz zdarzyło mi się spać w lokówkach. Najpierw wydaje się to niewygodne, ciągle coś uwiera w głowę, ale szybko można się przyzwyczaić i zasnąć bez kłopotu. Zresztą kobiety są bardziej zmęczone dniem pracy od mężczyzn, dlatego objęcia Morfeusza szybciej chwytają nas w swoje stalowe kleszcze. Sen mamy przez to zdrowszy, a pobudki są przyjemniejsze, bo zaczynają się od masażu głowy. Lokówki miło szorują łepetynkę, krew napływa do mózgu i jesteśmy przygotowane do dnia od razu na sto procent.

Niemal na sto procent, bo falistą czuprynę musimy przecież rozczesać. Zdjąć lokówki, ułożyć je na miejsce, by w gotowości czekały na wieczór, a potem uważnie się sobie przypatrujemy. I gdy tak stoimy przed lustrem z fantazyjną grzywą to dostrzegamy pierwszy siwy włos, potem drugi, a na końcu ze złością lub z przygnębieniem odwracamy wzrok od zwierciadła. Najpierw radziłam sobie, zmieniając często fryzurę. Zaczesywałam siwiznę raz na lewo, raz na prawo, ale efektu większego nie osiągnęłam. Przystąpiłam zatem do farbowania włosów. Byłam blondyną, byłam kasztanką, byłam czarnulką. Byłam też rudzielcem. Niezależnie od koloru fryzury słyszałam w biurach, na ulicach i w tramwajach przyciszone komentarze rzucane nieprzyjaznym jazgotem: „farbowana lala”, „lisica”, „kolorowe jarmarki”, albo „wytapirowane pudło”.

Miałam wówczas jeszcze poprawne stosunki z kościołem, więc poszłam z prośbą o otuchę do księdza Bolesława Tacownego. Prałat miał wówczas lat 29, pękaty brzuch, zęby pożółkłe podobnie jak palec wskazujący i środkowy od prawej ręki, stopy stawiał do środka, na kazaniach cytował najczęściej świętego Augustyna, w telewizji najbardziej lubił oglądać „Wielką grę”, kręcił nosem na namaszczanie chorych, którzy zwykle już nie żyli.
– Proszę księdza Bolka – zagadnęłam po wejściu do zakrystii. – Dlaczego ludzie są tacy zazdrośni? Przecież na fioletowo farbuję włosy jedynie podczas Adwentu i Wielkiego Postu.
– Moje dziecko – byłam wtedy w wieku lat 31 – pamiętam, że na Wielkanoc byłaś blondyną. Żałuję, że święta są tak rzadko, bo cały kościół był tobą rozjaśniony. Napijesz się wina mszalnego?
– Nie, dziękuję. Ale co ja ludziom zrobiłam, że mnie obgadują?
– Kolor razi tylko te liski, co mają przefarbowaną duszę. Ach, gdybym mógł cię wziąć do konfesjonału, to byś zrozumiała, córko.
– To może ksiądz weźmie mnie gdzie indziej? Żebym zrozumiała?

Niestety, prałat Bolesław wówczas lat 29 opacznie zrozumiał moje słowa (a przecież nie był opatem) i musiałam szybko wybiec z zakrystii. Ale słowa duchownego wzięłam sobie do serca i od tamtej pory stale protestuję przeciw farbowanym liskom. Niesutannie, lecz nieustannie protestuję.
Aha, ksiądz Bolesław Tacowny umarł w 1994 roku na raka wątroby. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że to była marskość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz