piątek, 26 listopada 2010

Martwa natura?

Nie wiem, może zwariowałam. Wprawdzie mam wątpliwości, ale inni mogą ich nie mieć. No cóż, to chyba nie mój problem. Kartezjusz swój dowód na istnienie Boga zaczął od „dubito ergo sum”, czyli: wątpię, więc jestem. Zatem ci, którzy tak bezkompromisowo mnie oceniają, to bezbożnicy lub ateiści. A takimi krytykantami nie można się przejmować. Uff, od razu mi lżej na duszy.

Dość wstępu. Chcę ujawnić swój sekret. Rozmawiam z moim mieszkaniem. Z meblami, roślinami doniczkowymi, odkurzaczem, pralką Franią i drzwiami. Wiele wymieniam też gestów. Najczęściej uśmiechają się do mnie naczynia. Najsubtelniej robią to kieliszki do wina, natomiast te do koniaku robią to półgębkiem. Kufli się zaś pozbyłam, bo ich prostacki rechot zawsze mnie denerwował. Jowialne są natomiast głębokie talerze, płaskie zaś to wieczni optymiści. Lubię z nimi przebywać. Czekamy wspólnie, dzieląc się nadzieją na parującą porcję smakowitego drugiego dania. Lubię przeżywać zaspokojenie właśnie w towarzystwie płaskiego talerza. W kulminacyjnym momencie jestem gotowa nawet go wylizać.

Lubię zwierzać się moim roślinkom. Ostre dyskusje przeprowadzam jedynie z kaktusami, ale z wszystkimi pozostałymi rozmowy są miłe, kojące, dają mi wiele sił. Od fikusa czerpię informacje na temat polityki. Światowej i krajowej. Fikus ma dziennikarskie zacięcie. Inaczej niż paproć, która jest estetką rozprawiającą najchętniej o malarstwie holenderskim. Natomiast pelargoniom wszystko wisi, toteż od nich uczę się dystansu do codziennych problemów.

Stan finansów najczęściej analizuję w towarzystwie drzwi wejściowych. Wsłuchuję się w pisk zawiasów i to one alarmują mnie, że mija termin rachunku zapłaty za gaz. O płatnościach za prąd informuje mnie włącznik światła do łazienki. Jest w kontakcie chyba jakieś przepięcie, ale odczuwam go tylko wtedy, gdy dostaję od dostawcy prądu monit do zapłaty rachunku. Zaś z pralką Franią przeprowadzam rozmowy formalne, oficjalne i bardzo konkretne. Najczęściej chodzi o ukrycie dochodów przed skarbówką. A że takich kombinacji nie robię, to z Franią milczę. Dlatego napisałam, że to takie oficjalne. Milczenie najczęściej dotyka spraw konkretnych.

Lubię też śpiewać. Niestety, włącza się wtedy odkurzacz i wzajemnie próbujemy się zagłuszyć. Podobno sąsiedzi wtedy stukają w ściany i kaloryfery, ale nie jestem pewna, bo my z odkurzaczem nie mamy słuchu.

No to tyle mojego sekretu. Myślę, że to w sumie żadna nowina, bo każdy kto dobrze czuje się w swoim mieszkaniu, z nim rozmawia. A ci co nie gadają, tylko na mój protest zasługują. Bo to mruki i pseudointelektualne zgniłki. Pamiętajcie: dubito ergo sum!

2 komentarze:

  1. Maria "Konopielka" Siczyna26 listopada 2010 16:31

    Ja także komunikuję się z zastawą stołową. Jednak nic tak dobrze nie nastraja, jak wylizanie jeszcze ciepłej patelni z delikatnym posmakiem smażonych jaj. Za to mam problem z imbrykiem, wprawdzie jego otwartość jest zacna, ale dzióbek zbytnio kojarzy mi się z przetoką.
    A to z kolei z powstaniem, a to z kolei z takim jednym dentystą, który zafundował mi leczenie kanałowe, gdy nad włazem szalał szkop, a pod nogami szlam i gówno.
    Ach ta młodość...
    Pozdrawiam Cię Adelo z całego stuningowanego by-passami serca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pohybel kochankom z by-passami!

    OdpowiedzUsuń