niedziela, 20 marca 2011

Jutro mam urodziny!

No właśnie, dużo z tym rabanu, bo zejdzie się z pół Wildy i trzeba załatwić wiele wazonów na kwiaty, dlatego dziś daję sobie spokój z pisaniem bloga, zostawiając miejsce na wypociny krewniaka. Huncwot napisał kiedyś opowiadanie, które traktowało o prasłowiańskiej historii naszego narodu. Użył do tego wielu przekleństw, my do dziś w chwilach gniewu używamy „fujara bojara”...

O dziewce, co chłopa nie chciała.

W grodzie rozległ się lekko przytłumiony, lecz wyraźny, radosny śpiew. Dochodził z kurnika. Tak mogła śpiewać tylko Miła Dziewka. Jedynie ona o tej porze dnia miała w zwyczaju brać kąpiel. Zawsze wówczas wesoło śpiewała swoim cienkim głosikiem. Budzichuć dobiegł pierwszy do prześwitu w ścianie kurnika. Wodził on rej wśród dziewoj tego grodu, więc nie dziwota,
że przybył pierwszy.
– Ona? – wydyszał cicho Chlaniesław, który dotarł jako drugi.
– Wanda? – zapytali się prawie jednocześnie świeżo przybyli Mścigej i Czcibar o brzydko przekrzywionym nosie. Budzichuć kiwnął potakująco głową i wymownie położył palec na ustach. Dobiegli pozostali wojowie. Nie było przepychanek, bo każdy miał swoją dziurę, już od dawna oznaczoną własnymi totemami. Na tę myśl wpadł pomysłowy Dobromir. Jego idea stanowiła dowód na to, jak zorganizowaną i zdyscyplinowaną społeczność stanowili mieszkańcy tego grodu. Niestety, na razie był to jedyny dowód. Świtowzwód przypuszczał, że to z tego powodu, że w grodzie mieli tylko jedną Miłą Dziewkę, zaś pozostałe kobiety były jedynie zwykłymi babami. Nadzieję wojów w tej sytuacji stanowił młody narybek. Może z jakiegoś bachora wyrośnie tak smakowita rybka, jaką
niewątpliwie była Wanda?
– Co za cyce, sranie tarpanie!! – wymknęło się wpatrzonemu w Miłą Dziewkę największemu estecie w grodzie, Świętoprykowi.
– A dotknąłeś ich, nolens volens? – spytał Budzichuć, nie odrywając wzroku od otworu w ścianie.
– Nie, a ty?
– Nikt ich nie dotknął! A dupy ktoś dotykał, kiłałła? – Mścigej gwałtownie wycedził pytanie przez zaciśnięte usta.
– No przecież wiecie, że ja próbowałem… – Czcibar machinalnie dotknął swojego brzydko przekrzywionego nosa.
– Musimy to jakoś rozwiązać! Chodźmy do Najważniejszej Baby, nolens volens! – Budzichuć lubił używać słów, których nie rozumiał.
Nikt się nie sprzeciwił propozycji, bo Młoda Dziewka zdążyła już wyjść z ogromnej kadzi i przetrzeć ciało płachtą lnianej szmaty.

Najważniejsza Baba rozłożyła skórę z tura zakupioną w sąsiednim grodzie za paciorki wyrzeźbione z leszczyny przez tutejszych wojów, ułożyła się niedaleko zepsutego mostu zwodzonego i wystawiła twarz do słońca. Nieopodal na pniaku siedział Bard, układając melodię do słów wymyślonych przez małe pacholę, niejakiego zasmarkanego Adama. Właśnie tego, dla którego pomysłowy Dobromir stworzył plac zabaw, zwany Nowogródkiem. Zbudował Nowogródek, bo myślał, że spłodził onegdaj tego dzieciaka. Sądził tak, bo sam w dzieciństwie często chował się w odosobnieniu i w komórce układał rymy. Jak Adam teraz. Podobieństwo, choć było wyraźne, to jednak tylko jemu się narzucało…
Bard szybko odnajdywał właściwe dźwięki na lutni, którą trzy roki temu zakupił okazyjnie od kupców z Romy. I to za jedyne pół wozu jantaru! Teraz, gdy grał na instrumencie, słowa pacholęcia odnajdywały niezasłużony blask. Bo bez Barda Adam byłby jedynie niewyrośniętym zasmarkańcem.

Jakiż to chłopiec piękny i młody?
Jaka to obok dziewica?
Brzegami sinej Świtezi wody
Idą przy świetle księżyca.
Ona mu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka;
Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny,
Pewnie to jego kochanka…

Najważniejsza Baba preferowała słuchanie pieśni na świeżym powietrzu, bo wtedy jak nie słońce, to wiatr osuszał jej łzy, które wypływały spod półprzymkniętych powiek. Nie chciała okazywać swojej słabości przed wojami. Oni nie rozumieli sztuki! Nie rozumieli Barda. Gdy udawała, że ich nie obserwuje, to nawet pozwalali sobie bezlitośnie go popychać! Nieraz Bard się skarżył. Gdyby nie jej stanowcza postawa, pewnie dawno by go wypędzili z grodu! A wszystko przez to, że śmiał onegdaj zaśpiewać odę do łydki Mścigeja. Wojowie mieli zdecydowanie zbyt dużo testosteronu… Taa, musiała coś z tym zrobić, pierwej jednak postanowiła wysłuchać wzruszającej ballady. Kontemplację pierwszych taktów urokliwego śpiewu przerwał jednak niespodziewanie i gwałtownie Budzichuć.
– Najważniejsza Babo! Musimy poważnie porozmawiać, nolens volens!
Najważniejsza Baba otworzyła oczy. Za Budzichuciem stała cała gromada grodowych supermanów. Żaden jednak nie był dla niej wystarczająco interesujący. Brakowało im ogłady, delikatności i subtelności. Maczo-piciu, tak ich nazywała, bo nie wiedzieli, czy postawić bardziej na picie, czy na urok macho. Wydawało im się, że są jak promocja dwa w jednym. Żałosne fiutki! Ona cały czas czekała na swoje przeznaczenie. Zresztą tak zalecił jej Światowid, z którym kontaktowała się przez komórkę.
– Przed Najważniejszą Babą stoicie!! Baczność, tępaki!!! A ty kończ, Bardzie miły!

…Woda się dotąd burzy i pieni,
Dotąd przy świetle księżyca
Snuje się para znikomych cieni;
Jest to z młodzieńcem dziewica.

– O to chodzi, Najważniejsza Babo! – przerwał niecierpliwy Mścigej. – Musimy poprawić dzietność w grodzie!
Najważniejsza Baba zasępiła się. Od dawna przeczuwała, że dybią na jej godność, cześć i nieposzlakowaną opinię.
– Co za czasy, co za obyczaje! – dała upust swemu niezadowoleniu.
– Masz rację, Najważniejsza Babo kochana! Miła Dziewka jest już przecież w odpowiednim wieku!
– A cyców nadal nie pozwala dotknąć! – pożalił się Czcibar o przesadnie krzywym nosie.
Nawet zasmarkane pacholę, odłożywszy ekologiczne, drewniane zabawki, raczyło zabrać głos w tej ważkiej sprawie.

Na licach różana krasa,
Piersi jak jabłuszka mleczne,
Rybią ma płetwę do pasa,
Płynie pod chrusty nadrzeczne.

Najważniejsza Baba uspokoiła się. Nie o nią chodziło. Od razu poczuła się pewniej.
– A gdzieżeś ty, smarku, Wandę podglądał?
Adam się zaczerwienił, bo w gruncie rzeczy romantyczne to było dziecię i jak dotychczas nad cielesne smakołyki płci przeciwnej przedkładał landrynki.
– Zmykaj stąd, bachorku! – Najważniejsza Baba pozbyła się pierwszego problemu.
– Nolens volens, sprawę i tak musimy rozwiązać! – zagaił ponownie Budzichuć.
– Idźcie do Pustelnika, niech on z was wybierze najbardziej godnego dotykania cyców Miłej Dziewki. Ja tymczasem poradzę się Światowida – zawyrokowała Najważniejsza Baba.
Gdy wojowie pobiegli do Pustelnika, dała pomiętosić swoje cyce Bardowi, który czynił to zawsze delikatnie i subtelnie. I jakby wstydliwie. Co za czasy, co za obyczaje!, pomyślała…

Najważniejsza Baba sumiennie pełniła swoje grodowe obowiązki. Gdy tylko sutki jej widocznie się powiększyły i stwardniały, natychmiast postanowiła skontaktować się ze Światowidem przez komórkę. Światowid wolał, gdy miała twarde sutki. Twierdził, że ich łączność odbywa się wówczas korzystniej, bez żadnych zakłóceń. Ona nigdy nie lekceważyła wskazówek Światowida. Niejeden raz przekonała się, jak mądrym i przewidującym był bogiem. Komórka, przez którą kontaktowała się ze Światowidem, znajdowała się tuż przy kurniku, w którym kąpiel brała dziś rano Miła Dziewka. Najważniejsza Baba rzuciła spojrzenie na wydatne sutki, obciągnęła odzienie dla jeszcze większego ich zaakcentowania, wysupłała rzemyk z dwóch dziurek w bluzce, otworzyła komórkę i zanurzyła się w jej ciemność.
– Wszystkowiedzący, Wszystkowidzący i Wszystkojedzący Światowidzie! To ja, Najważniejsza Baba! Wzywam Cię!
– Nie drzyj się tak, Babo! Co za obyczaje! Siura na tura!
– Takie czasy.
– O tempora! O mores!
– Co?
– Co za czasy! Na tura daj siura!
– Obyczaje też. Światowidzie, mam dla ciebie daninę! To dary Losu, który dzięki twej opiece nam sprzyja.
– Dary Losu? Kapusta? Znowu? Ja już rzygam kapuśniakiem!
– Pomidory też przyniosłam…
– Pomidorową też rzygam! Tur się zesiurał!
Zapadła kłopotliwa cisza. Światowid był jednak bogiem wielkodusznym i wyrozumiałym, więc ponowił komórkowy kontakt.
– A guziczki chociaż masz twarde?
– Jak kazałeś, Światowidzie.
– Odrzuć włosy do tyłu! Turu siuru!
Najważniejsza Baba odgarnęła długie włosy z czoła.
– Widzisz ten słup? Potańcz na nim przez chwilę!
Najważniejsza Baba lubiła tańczyć. Zresztą na tym słupie tańczyła już nie pierwszy raz. Światowid twierdził, że jest świetną tancerką. Utalentowaną. I że w innych regionach świata zrobiłaby furorę. Z tym że u nas nie ma zwyczaju trząść brzuchem.
– Chlap, flap, ślurp, chlup…
– Nie rozumiem cię, Złotousty!
– Już nic, turu siuru na polituru. Już nic, moje dziecko. – Najważniejsza Baba lubiła, kiedy Światowid nazywał ją dzieckiem.
– Trochę osłabłem… Co cię sprowadza?
Najważniejsza Baba podwiązała rzemykiem dekolt, odgarnęła włosy z czoła, nie zapomniała także podkręcić sutków.
– Mamy problem, Światowidzie. Spada nam dzietność w grodzie. Wojowie zażądali możliwości dotykania Miłej Dziewki. Ona jednak nie czuje jeszcze naturalnego przymusu. Co robić, Widzący, Wiedzący i Jedzący Wszystko Światowidzie?
– Hmmm… hmmm…
Światowid bosko hmykał.
– Hmmm… To pewnie wina zarostu wojów! – w końcu orzekł. – Uważam, że potrzeba jej cywilizowanego gołowąsa!
– Ale gdzie takiego szukać?
– Wokół grodu kręci się niejaki Trinkzbaryk, tur siurk magdeburk. Od tych co Nie-My. Jest gołowąsem i podpatruje wasze dziewki. Niech Wanda spróbuje z Niemcem!
– Z gołowąsem? To się godzi? – nieśmiało zaprotestowała Najważniejsza Baba.
– No, jeśli nie zechce, to musi się zdecydować na któregoś z wojów. Nie ma innego wyjścia… chyba że do rzeki!

Pustelnik był mądrym człowiekiem. Wiedział, że majątek ma znaczenie, lecz wiedza stoi znacznie wyżej. Dlatego on, oprócz szopy, aparatury do pędzenia trunków i wiązki słomy, na którą rzucał dziewki spragnione samotności w jego towarzystwie, nie posiadał nic. Filozofia Pustelnika miała solidne podstawy. Chyba to przyciągało do niego wojów.
– Umiesz, kupa mamuta, wspaniałą gorzałkę pędzić – pochwalił obeznany w temacie Czcibar z brzydko przekrzywionym nosem.
– Lichsze jest srebro od złota, a złoto od cnót! – prawdopodobnie trafnie podsumował wątek Pustelnik.
– I naczynia czyste, szopa wysprzątana – zauważył pomysłowy Dobromir.
– Powodzenie rodzi niedbalstwo! – najpewniej mądrze i głęboko odpowiedział Pustelnik.
– W ogóle, spokojnie tu, kiłałła – Mścigej dość miał rachunków do wyrównania, by teraz starać się o nowe.
– Jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny – wydawało się, że wokół głowy Pustelnika promieniuje złota aureola… On chyba też tak odczuwał.
– I wielu rzeczy mądrych nas nauczysz? – wyraził życzenie Chlaniesław.
– Taaa… Umysł człowieka karmi się nauką i myśleniem – możliwe, że Pustelnik chciał przez to powiedzieć, iż jest człowiekiem czynu.
– I atmosfera koleżeńska, żadne sranie tarpanie – ucieszył się Świętopryk.
– Przyjaźń uświetnia szczęście, w nieszczęściu zaś przynosi ulgę – niewykluczone, że Pustelnik powiedział to z nutą tęsknoty, bo nigdy w swym życiu przyjaźni nie zaznał…
– I świetnie nam się z tobą rozmawia – Świtowzwód był pełen podziwu.
– Radość jest rozmowna – przypuszczalnie Pustelnik był smutny i tak naprawdę nie chciało mu się w tej chwili gadać.
– A w ogóle, nolens volens, to który z nas mógłby pomacać Miłą Dziewkę? – najmniej pijany Budzichuć jako pierwszy przeszedł do sedna sprawy.
– Wiem, że nic nie wiem – tym razem Pustelnik dobrze wiedział, co mówi, mimo że sam twierdził, że nie wie nic.
– Co? – niemal chórem zakrzyknęli wszyscy wojowie.
– Wypierdalać! Dziewkę mam do wychędożenia, a wy mi dupę dupami zawracacie! – Pustelnik był mądrym człowiekiem, więc jednego był pewien. Wiedział, że wiedza ma siłę tak ogromną, że przedstawiona w całości zabić by mogła…

W sumie nie wiadomo do końca, jakim sposobem Wanda pojawiła się w grodzie. Nikt nie chciał się przyznać do więzów krwi z Miłą Dziewką. Może też dlatego miała takie wzięcie? Każdy z wojów miał wśród dziatwy po kilku debilów, a takie przypadki nie podnosiły ich atrakcyjności kopulacyjnej, nawet wśród dziewek Pustelnika. A zależało im przecież na dorodnym potomstwie. A i ciało Wandy samo w sobie też stanowiło magnes. Miejscówki na szczeliny w kurniku były wykupione
do końca przyszłego roku. Przy tym trzeba dodać, że na czarnym rynku nie chodził ani jeden wolny karnet. Takie powodzenie miała Wanda!
Wanda niejednokrotnie zastanawiała się nad swoim pochodzeniem. Wyprosiła nawet u Najważniejszej Baby audiencję u Światowida. Miała jednak zasady. Ciało pokazywała tylko podczas kąpieli. Dlatego nie zgodziła się na taniec na słupie. Światowid się wtedy wkurzył i odpowiedział jej enigmatycznie: „O tatusiu przypominać ci będą wrony”. Wkurzony Światowid nieraz bywał złośliwy, ale Wanda potrafiła być cierpliwa. Godzinami słuchała krakania wron. Jednostajne „krakrakrak” uspokajało ją dziwnie, niestety, nie wyjaśniało tajemnicy pochodzenia. Brak rozwiązania sekretu wstrzymywał Miłą Dziewkę od zgody na jakiekolwiek podszczypywania. Co dzień widziała czeredę małych debili wałęsających się po grodzie, sama nie chciała sobie podobnego bachora zafundować. A przecież jej tatusiem mógł być każdy: i Świtowzwód, i Chlaniesław, i nawet Czcibar, któremu onegdaj przestawiła paskudnie brzydki nos. Nie miała jednak wyrzutów sumienia, bo to był bardzo bezczelny typ.
Najważniejsza Baba wzięła Wandę na stronę i przekazała jej proroctwo Światowida. Tak naprawdę to Miła Dziewka się ucieszyła. Po pierwsze, to był gołowąs, a więc nie mógł być jej tatusiem. Po drugie, był zagraniczniakiem, więc prawdopodobieństwo ojcostwa jeszcze bardziej malało. Po trzecie, nie słyszała o debilach urodzonych ze związków z obcymi. Zresztą tę prawdę przekazał przez wojów mądry Pustelnik, a on miał do czynienia z wieloma dziewkami, także ze smagłymi pięknościami z dalekiego Południa. Pustelnik nigdy nie cyganił, więc ochoczo udała się na randkę z Trinkzbarykiem.
Trinkzbaryk był jednak dziwakiem. Jedyne, co lubił, to podglądać. Chował się za choinką, dla niepoznaki stroił ją jakimiś dziwnymi świecącymi przedmiotami i zza nich spozierał, szukając wzrokiem nagich bab. Wanda jednak próbowała. Nie poddawała się. Namawiała go na miłość.
– Miły, ich liebe dich! – czule szeptała.
– Idź się utop! – beznamiętnie odpowiadał.
Chamski był! Od razu pomyślała: „Po co mi taki gołowąs?” Wśród nocnej ciszy wyrwała mu z rąk choinkę i zaniosła do grodu. Okazało się, że przystrojona była jakimś szajsem, który z ustąpieniem mrozów się roztapiał. Dlatego od tego wydarzenia choinkę przyozdabiamy tylko zimą. Wtedy, gdy noc jest najdłuższa. I najzimniejsza.
To chyba tyle o Wandzie… No, może jeszcze słowo. Po nieudanej randce z Trinkzbarykiem na nowo zaczęli się jej podobać wojowie z wąsami, ale cyców ni dupy nadal dotykać nie pozwalała. Ja myślę, że to przez wrony. To one wykrakały jej takie życie. Bo każda kobieta woli orły, ale większość i tak trafi a na wrony. Albo na wróble, ale o tym kiedy indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz