czwartek, 28 kwietnia 2011

Boso lub w ostrogach na gipsie.

Jak wiecie, mieszkam w starej kamienicy. Nie ma tu betonowych posadzek, śliskich płytek ceramicznych, terakoty i innego podłoża, po którym można tylko stukać wysokimi obcasami. W moim mieszkaniu jest podłoga z sosnowych desek. A ludzie lubią tulić się do drzewa. Ja natomiast lubię chodzić boso. No i wczoraj w nocy wstałam, odczuwając przyjemność z kontaktu moich receptorów na stopach z lakierowanym drewnem. No i po ciemku weszłam w drzwi.
Zadzwonił do mnie Władek lat 95.
– Adela, gdzie ty jesteś?! – spytał z pretensją w głosie.
– Jak to gdzie? W łóżku – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– To dlaczego nie otwierasz drzwi? Dzwonię, kołatam i znowu dzwonię, a ty nic!
– Połamałam się.
– Ja też jestem podłamany! I jeszcze sterczę przed tymi drzwiami i stukam, i pukam, a moja depresja wzrasta – wypłakał do telefonu powstaniec.
– Przecież masz klucze!
– Ale jestem zbyt delikatny i subtelny, by wejść bez twojej zgody...
AK-owiec, czyli Anonimowy Kobieciarz lat 95 na co dzień jest mężczyzną gruboskórnym, rubasznym, a często nawet plugawym. Znam go, więc na jego telekomunikacyjny wizerunek nie dałam się nabrać. Najchętniej by mnie podglądał przez dziurkę od klucza, dlatego spokojnie przerwałam połączenie. Już po chwili usłyszałam chrobotanie klucza w zamku i wkrótce mój druh pojawił się przede mną.
– Widzisz, jakie mam podkrążone oczy? – powiedział na przywitanie. – Nie spałem, chlipałem, aż w końcu postanowiłem przyjść do ciebie.
– Świetnie, podaj mi nocnik.
– Że co?
– Nie mam podsuwacza. Idź do skrytki i przynieś mi nocnik. Odkurz go najpierw – zaleciłam stanowczo.
Władek rozdziawił buzię. Niestety, słowa do niego nie docierały, bo stał jak słup soli.
– Adela, co ci jest? – w końcu powstaniec się ocknął.
– Chyba złamałam palec od prawej stopy.
– Zaraz, to dzisiaj nie będzie drugiego śniadania?
– Właśnie chciałam cię poprosić, byś przygotował mi pierwsze.
– Ekhm..., hmm..., eee... – wypowiedział się Władek. – To przyślę do ciebie Kunegundę lat 81. Nie mogę zostać, bo mam dziś mnóstwo zaplanowanych spraw. Ale dzwoń do mnie! Koniecznie!
I uciekł. Ja zaś zaczęłam ruszać palcami od stóp. Nic mnie nie bolało. Wstałam z łóżka, przeciągnęłam się, a potem wyszłam na balkon, przeganiając srająco - gruchające gołębie. Poczułam, że pozbyłam się kolejnego pęta. Drugie śniadanie planowało mi pewną część dnia, ale też zniewalało. A ja lubię być wolna. Dlatego z radością mogę dziś zaprotestować przeciw niewolnictwu. Nie, wcale nie w trzecim świecie. W pierwszym świecie. W moim świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz