wtorek, 12 kwietnia 2011

Rybaki na wysokich obcasach.

Poznańska Wilda uznawana jest za niebezpieczną dzielnicę, co nas z Władkiem lat 95 bardzo dziwi. Czujemy się tu tak bezpiecznie, że dla podniesienia adrenaliny czasem udajemy się na wieczorny spacer poza granice naszego fyrtla. Unikamy jednakże blokowisk, bo tam oprócz kibicowskich szalików nie ma co oglądać. Najchętniej udajemy się do centrum, czyli na Stare Miasto.

W sobotę trafiliśmy na ulicę Rybaki, która ma sporo tubylczych meneli, ale ku naszemu zaskoczeniu z daleka zobaczyliśmy postawną kobietę wzrostem górującą nad AK-owcem, w czym pomogły jej szpilki długie jak moja łydka..
– Co za lalunia! – wydyszał powstaniec.
– Widzę, że cię zelektryzował ten widok.
– Och, Adela, dobrze, że jesteś ze mną. Trzymaj mnie mocno, uważaj bym się nie zerwał, bo czuję, że smycz się napręża.
W Anonimowym Kobieciarzu lat 95 trwała walka wewnętrzna między chucią a efektami antyzalotniczej terapii, którą prowadziłam, natomiast ja mogłam trzeźwym wzrokiem popatrzeć na kobietę. Stało się dla mnie jasne, że fizycznie był to mężczyzna. Władek natomiast szedł tropem zapachu estrogenu. Ciekawe, że napalony samiec jest w stanie w mężczyźnie dostrzec kobietę, zaś kobieta nawet w przyjaciółce dojrzy męskie cechy.
Podeszliśmy do wystrzałowej kobiety, chcąc się upewnić, czy będzie bardziej jak pistolet, czy może rakieta.
– Jestem ciocia Adela – przedstawiłam się. – A to Władek. Władek Przedsetny.
– Przedsetny? – zdziwił się mój druh.
– Matka Elektra – przedstawiła się zalotnie osoba.
– Teraz wiem, dlaczego pani widok mnie zelektryzował. – Władek pochylił głowę i złożył namiętny pocałunek na dłoni Matki Elektry.
W tym momencie z lokalu, przy którym przystanęliśmy, wyszła pięknie ufryzowana koleżanka Matki Elektry, która w cywilu mogła być od czasu do czasu nazywana kolegą.
– Pozwolę państwu przedstawić naszą Szarlotkę. A to ciocia Adela i pan Przedsetny, który jest prawdziwym dżentelmenem. – Matka Elektra dokonała prezentacji.
Szarlotka chyba nie chodziła do klubów fitness, ale uczciwie trzeba przyznać, że jej wagę zawyżały kilogramy makijażu.
– Słodko pani wygląda – przywitał się rozochocony Władek.
– Pan też wygląda jak ta lala.
– Och, nie róbmy takiego halo – powiedziała Matka Elektra. – Wstąpmy do cafe. Halo Cafe.
Weszliśmy. A dalej to już cicho sza.
I niech, kto spróbuje zaprotestować przeciw takiemu zakończeniu!

4 komentarze:

  1. pięknie piszesz opowiadając :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Anonimowy, możesz mówić do mnie Ciociu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, jaka gafa. Oczywiście bardzo dziękuję za komplement.

    OdpowiedzUsuń
  4. Najciekawsze rzeczy działy się kiedy weszli do środka jaskini Hallo Cafe...Ciotka tańczyła a Władek popijając wodę rozmowną podziwiał to co na scenie się działo....a działo się wiele o czym mogą zaświadczyć nie tylko goście ale i przyjaciele gwiazd tamtej pamiętnej nocy.

    OdpowiedzUsuń