poniedziałek, 19 września 2011

Konkwista.

Dziś o 10.30 wyruszyłyśmy we trzy na wildeckie ulice: Maria lat 68, znana w dzielnicy jako Santa Maria, Nina lat 82 oraz ja Adela lat 73+, zwana na potrzeby wyprawy Pindą. Szukałyśmy nowej ziemi, na której można by wetknąć kolejny krucyfiks. Miałyśmy chrystianizacyjny cel oraz dużo chęci. Ambicję upchnęłyśmy do biustonoszów, a energią nasączyłyśmy sznurowadła od naszych trzewików. Ruszyłyśmy na spotkanie z ciemnotą i złotymi bożkami pogan.

- Czym się mamy kierować, Pindo? - spytała Nina.
- Nina, dopóki nikogo z nami nie ma, możesz nadal zwracać się do mnie Adela.
- Czy my spotkamy Indian? - zaciekawiła się Santa Maria.
- Dlaczego pytasz?
- Bo jestem zagrypiona. Nie chcę przyczynić się do wysokiej umieralności niewiernych. W końcu to nasi poganie z poznańskiej Wildy.
Santa Maria różniła się konkwistadorów sprzed połowy milenium.
- Adela, nie odpowiedziałaś mi - przypomniała się Nina. - Czym się mamy kierować?
- Nie słuchałaś proboszcza? - zdziwiłam się. - To jest przecież mecenas naszej eskapady. Dał nam wyraźne wskazówki oraz manierki z wodą święconą.
- No tak... Mamy szerzyć wiarę na lewo i na prawo. Musimy unikać ronda.
- Co?
- Żeby się nie zakręcić!

Szłyśmy pod porywistą zawieję, a szkwał burzył nam trwałe oraz podwiewał sukienki. Milczałyśmy, nie chcąc rzucać słów na wiatr. Zsynchronizowałyśmy za to żwawy krok oraz ciche odmawianie różańca świętego. Szłyśmy w dobrym kierunku tylko jednego nam brakowało: Indian. W końcu jednak przekroczyłyśmy ulicę Dolna Wilda w Poznaniu i trafiłyśmy w rejon, gdzie spodziewałyśmy natknąć się na dzikich ludzi. Góry Skaliste były daleko, lecz mimo to kurczowo przytrzymywałyśmy skalpy. W każdej chwili mógł nas zaskoczyć okrzyk wojenny pogan "iiiiaaaaaaauuuuuhhhhoooooggggghhhhuuuuu".

Bardzo się zdziwiłyśmy, gdy naprzeciw nam wyszli zza krzaków milczący Marian oraz Zdzicho, czyli wildeccy poganie pozbawieni wigwamu. Czasem klecili coś na kształt tipi, ale tylko wtedy, gdy było zimno, a na głowę kapały krople dżdżu. Nic to jednak. Postanowiłyśmy rozpocząć akcję chrystianizacyjną. Santa Maria podała manierkę z wodą święconą Marysiowi. Marian łyknął, wykrzywił buzię, po czym zwrócił się do kompana:
- Zdzichu, pokaż paniom jak się chrzci wodę.
Zdzisław coś wyjął zza pazuchy, uzupełniając zawartość manierki. Tymczasem ja zaoponowałam:
- My nie chcemy chrzcić wody. My chcemy was ochrzcić!
- Oj tam, oj tam! - odpowiedział Maryś.

A potem już wspólnie opróżniłyśmy wszystkie manierki. Dla uczczenia naszej misji zgodziłyśmy się nawet na wypalenie fajki pokoju. Zdzisław miał na tę okazję przygotowane kadzidła, choć mi wydawało się, że to była zwykła trawa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz