wtorek, 20 września 2011

Władek kładzie lachę.

Niedobrze rozpoczęłam wczoraj tydzień. Pozwoliłam mojemu druhowi lat 95 na odpoczynek. Wyglądał na steranego życiem, więc odpuściłam mu obowiązek wytarcia kurzów z mebli.

– Władku, rozluźnij się – powiedziałam. – Odpocznij, zrelaksuj się – zachęciłam niemal wiekowego amanta do rozciągnięcia się na kozetce.
– Pozwalasz mi położyć lachę? – dopytywał się
– Ja bym to inaczej ujęła...
– Znaczy tak?
– Tak.

Podłożyłam poduszkę pod głowę AK-owca, przykryłam kocem i pogłaskałam głowę aż zamknął oczy. Poczekałam chwilę, uspokoił mu się oddech, więc po cichu, na paluszkach wyszłam z mieszkania. Poszłam na wildecki rynek zrobić zakupy na obiad. Brakowało mi pyr, marchwi, buraków i cebuli. Chciałam też kupić trochę mięsa w Prosiaczku.

Cieszyłam się, że powstaniec nabierze sił i wstanie z dobrym humorem. Miałam nadzieję, że zdążę nawet ugotować zupę i nakarmię 95-letniego głodomora, co zaowocuje jego dobrym humorem i skłonnością do żartów.

Ciężar siatek, choć duży, dla mnie był niezauważalny. Unosiłam się lekko nad trotuarem. Podśpiewywałam pod nosem, nucąc stare przeboje. W końcu doszłam do mojej kamienicy. Weszłam na klatkę schodową, rączo wspinając się na najwyższe piętro. Weszłam do przedsionka, położyłam na podłodze siatki i zajrzałam do pokoju, w którym leżał Władek. Widok, z którym przyszło mi się zmierzyć, zaszokował mnie.

– Co ty robisz?! – wrzasnęłam.
– Kładę lachę – odpowiedział Władek, odrywając usta od warg jakiegoś wijącego się pod nim małpiszona.
– Co proszę?!
– Przecież pozwoliłaś.
– Och i jeszcze tu mnie poliż – jęknął małpiszon spod spodu.

Dawno nie protestowałam. Dawno też nie miałam powodu na protest. Tymczasem w tej sytuacji wszystko było pod ręką. Powód, protest oraz pyry. Szczególnie twarde marchewki przydały się. Swoim kształtem bardzo przypominały osikowe kołki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz