piątek, 23 września 2011

Trąby jerychońskie.

Stałyśmy dziś o świcie z Kunią lat 88 oraz Teklą lat 77 w kolejce oczekującej na przyjazd świeżego pieczywa, a oczy nasze błądziły po fasadzie kamienicy znajdującej się naprzeciw sklepu spożywczego.

– Boję się – przyznała się przestraszona Tekla.
– Ja także niepewnie poruszam się po wildeckich ulicach.
– Pamiętam sceny balkonowe – przypomniała sobie Kunia – ale dziś mało kto ma odwagę wyjść na balkon, a co dopiero śpiewać pod nim.
– Stare obyczaje legły w gruzach – przyznałam Kuni rację.
– Mam pomysł! Wpadnijcie do mnie po drugim śniadaniu – poprosiłam koleżanki, na co one ochoczo przystały.

W międzyczasie zdążył odwiedzić mnie Władek lat 95, który zżarł 2 pączki i wysiorbał kawę, a potem dolewkę, wpadły później dziewczyny i około godziny 10.30 już w czwórkę dopinaliśmy nasz plan. Na początku postanowiliśmy wpaść do Walerego lat 34, który w dzielnicy był znanym kibicem Lecha Poznań i dysponował wieloma kibolskimi gadżetami. Nas jednak nie interesowały ani ostre, ani tępe narzędzia. Udało się jednak z magazynu Walerego wydobyć 4 sztuki wuwuzele. Tak zaopatrzeni wyszliśmy znów na słońce, które wypełniło wildeckie ulice.
– Dmuchamy na trzy cztery! – zarządziłam.
– W co mam wycelować swoją trąbę? – spytał Władek, wpatrując się w swój rozporek. Dziewczęta w odpowiedzi spontanicznie zachichotały.
– Tylko bez głupich żartów. Przed nami bardzo poważne zadanie! Zrozumiano?
– Tak jest! – odpowiedziała karnie reszta grupy.
– To do dzieła! Celujemy w płat tynku, który odstaje od ściany! Trzyyyy!!! Czteeeeeryy!!

Dmuchnęliśmy potężnie, a siła fali dźwiękowej dotarła do ściany i odbiła się razem z kawałkami tynku. Powtórzyliśmy „super dmucha”, usuwając w całości zagrożenie dla przechodniów. Nie spodobało się to jednak naszej dozorczyni Gizeli lat 44.
– Co jest do jasnej ciasnej?! Kurzycie mi tu! Znowu muszę pozamiatać!
Zignorowaliśmy panią cieciową, biorąc się za niebezpieczne balkony.
– Trzyyyy!!! Czteeeeeryy!! – zakomenderowałam.
Znowu odleciały kawałki tynku i gruzu. Niestety, naszej akcji postanowiła przeszkodzić Gizela. Zamachnęła się miotłą, trafiając włosiem w trąbę Władka. Musiałam zaprotestować, stając w obronie powstańca. Wycelowałam wuwuzele prosto w Gizelę. Dmuchnęłam lekko, ale to wystarczyło, by z Gizeli spadł tynk.

Nasza dozorczyni bez makijażu wyglądała strasznie. Dopiero teraz zrozumiałam, jaką siłę miały biblijne trąby jerychońskie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz