środa, 14 grudnia 2011

Wungiel przywieźli?

Obudziłam się dziś zdecydowanie za wcześnie. A wszystko przez Stefę, która rozdarła jadaczkę już o 5 rano, wołając z góry do swego Lucjana lat 62, który stał na ulicy przed wejściem do sąsiedniej klatki schodowej: „Lucku! Luuuuckuuu! Wungiel już przywieźli?” Na co Lucek, który jest dobrze ułożonym, spokojnym misiem, odpowiadał życzliwie, a nawet z odrobiną miłości: „Nie, szyneczko, spróbuj ponynać”. Ale Stefa nie szła „nynać”, unikając chrapaka, jak diabeł wody święconej. Znów przykładałam ucho do poduszki, już objęcia Morfeusza przyjemnie mnie kołysały, gdy wtem Stefa wydarła sznupę: „Lucku! Luuuuckuuu! Wungiel już przywieźli?”

Jestem kobietą wyrozumiałą i bardzo cierpliwą dla ludzkich słabości, ale przyznam, że przy trzecim „Lucku! Luuuuckuuu! Wungiel już przywieźli?” usiadłam na łóżku i zaczęłam wyplątywać lokówki na głowie, z którymi ułożyłam się do snu. Przy czwartym „Lucku! Luuckuuu! Wungiel już przywieźli?” wystawiłam nogi spod ciepłej kołdry i wzułam bambosze. Przy piątym „Lucku! Luuuuckuuu! Wungiel już przywieźli?” zacisnęłam mocno pięści i poszłam umyć zęby. Przy szóstym „Lucku! Luuuuckuuu! Wungiel już przywieźli?” miałam już na sobie podomkę, więc zdecydowanie podeszłam do balkonu, otworzyłam drzwi, a ziąb przeturlał mi się nawet pod pachami. W tej chwili już nie miałam wyjścia, musiałam się rozgrzać. A na to najlepszą metodą są siarczyste przekleństwa.

– Do jasnej ciasnej, musicie tak krzyczeć?! Drzecie się jak barchanowe gacie, które rozrywa się na kawałki, robiąc z nich ścierę do mycia podłogi!
– Adela, wungiel mają przywieźć! Nie mogę się doczekać! – odkrzyknęła Stefa.
W tym momencie otworzyło się okno z naprzeciwka i głowę wystawiła Mania lat 70. Ciut później to samo zrobiła Violeta lat 41. Zauważyłam też, że dyskretnie kilka lufcików też zostało uchylonych.
– Liczyłam, że zareagujesz, Adela – pochwaliła mnie Violeta. – Drą ryja, a mój Mietek nie może się skoncentrować! Jak mi obudzą dzieciaki, to już zupełnie będą nici z naszej akcji!
– Stefa, a po ile węgiel kupiłaś? – spytała Mania. – Może też bym nabyła ze dwa cetnary?
– Jedzie węgiel! – krzyknął z dołu Lucjan.
– Jezu! Wungiel! Jak ja się cieszę! Wungiel!! – radowała się Stefa.
Byłam zaskoczona, bo moim oczom nie ukazał się żaden samochód ciężarowy, półciężarowy, czy wywrotka. Podjechała osobówka, z której wyskoczył Kazek, syn Lucka i Stefy.
– Co jest grane? – spytałam. – Wungiel? Kazek, co tam trzymasz w łapce?
– Węgiel! – odkrzyknął Lucjan. – Lekarski! Stefa ma taką biegunkę, że ja pierdolę!

Z niesmakiem zamknęłam drzwi od balkonu. Nie znoszę ordynarnego słownictwa. Będę musiała porozmawiać z Luckiem, żeby więcej bluzgami nie przerywał mego snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz