środa, 25 stycznia 2012

Purtynian Wielki.

Ta historia przypomniała się nam, gdy stałyśmy w ogonku przed sklepem kolonianym, jak co rano oczekując na dostawę świeżego pieczywa. Dostawczak przyjeżdża mniej więcej o tej samej porze, różnice czasowe wynikają z korków na mieście. Czasem tylko schodzę na dół do sklepu, kiwam głową sąsiadkom, pakuję chleb do siatki, uiszczam zapłatę i już jestem z powrotem. Wtedy nic się nie dzieje i w internetowym pamiętniku opisuję sprawy z innych dziedzin życia. Dziś jednak coś musiało się stać, może wypadek na jakiejś ulicy, bo furgon się spóźniał, na co nie narzekałyśmy, bo rozmawiać bardzo lubimy.

Zaczęła pomysłowa Kunia lat 89, która zawsze w odpowiedniej chwili wyjmuje z pokaźnej miseczki od biustonosza jakiś ciekawy wątek.
– Dziewczyny, a pamiętacie, jak walczyłyśmy o autonomię naszej dzielnicy?
– To było piękne lato 1974 roku... – przypomniałam sobie.
– Dzielny Gracjan – wspomniała Malwina lat 92.
– Nie miał politycznego wyczucia, więc milicja go spałowała – westchnęła ciężko moja rówieśniczka Matylda.
– Po co on chciał wprowadzić Cesarstwo Wildeckie, kiedy w Poznaniu i całej Polsce niepodzielnie królowała demokracja ludowa? – kręciła z dezaprobatą głową Kunia.
– Przyznam jednak, że Gracjan był jedynym znanym mi mężczyzną, który z tak wielką gracją purtał – uśmiechnęła się do wspomnień Mieczysława lat 85.
– Zmiótł go jednak wiatr historii – smutnie zauważyła Lwinka.
– Słabość Gracjana polegała na tym – wtrąciłam się – że forsował poligyandrię. Gdyby nas posłuchał i został przy pierwotnym postulacie poliandrii, wówczas zostałby Gracjanem Wielkim. Pierwszym polskim cesarzem na Wildzie. Kobiety stanęły by za nim murem.
– Purtynian Wielki – poprawiła mnie Miecia.
– A ja uważam, że to była słabość logiczna ten inicjatywy polityczno-społecznej – polemizowała Kunia. – Dotąd w historii każdy cesarz uprawiał poligynię. Gracjan poprzez wprowadzenie poligyandrii chciał zostać i cesarzem, i rewolucjonistą. Z tego powodu Milicja Obywatelska interweniowała, bo władza ludowa nie mogła sobie pozwolić na kolejną rewolucję. To by spowodowało ideologiczny smrodek.
– Wiosną 74 roku miałam na oku 6 kandydatów na mężów – przyznała się Malwina.
– Ja bym wtedy utrzymała co najwyżej dwóch – uczciwie powiedziała Miecia. – Pracowałam jako konduktorka w PKP. Chciałam, by rotacyjnie nocowali w kuszetkach.
– Pociąg do mężczyzn to silny atawizm – zgodziłam się.

Tymczasem nadjechał furgon z pieczywem. Zamilkłyśmy, czekając aż kierowca wyładuje towar. Nasze myśli smutnie przeniosły się na obecnych polityków – beznadziejnych monogamistów. Czy za naszego życia doczekamy się nowego Purtyniana Wielkiego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz