niedziela, 26 lutego 2012

Anatema.

Niedziela to dzień święty: trzeba iść do kościoła, z radością wysłuchać monologu zmęczonego życiem i poprzednim wieczorem wikarego, głoszącego Słowo Boże z ambony, a przede wszystko porozglądać się, kto i jak wytrzymał hulaszczą sobotnią noc. Mądrość Kościoła katolickiego wyraża się w zapachu kadzideł, które skutecznie zabijają wyziewy ustne wiernych. Po prostu trudno byłoby prosić Boga o cokolwiek w aurze przetrawionego alkoholu zmieszanego z cicho puszczanymi bąkami.

Chciałyśmy to z rozklejoną już Kunią lat 89 zmienić. Udałyśmy się do zakrystii i tam złapałyśmy za poły sutanny naszego czcigodnego proboszcza.

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – grzecznie przywitał się przydybany przez nas duchowny.
– Niech będzie – odpowiedziałam.
– No – mruknęła pod nosem Kunia.
Proboszcz Wincenty lat 61 spojrzał na nas wyczekująco.
– Wie ksiądz, ża po każdej zimie należy zrobić przegląd samochodu. Sprawdzić poziom płynów... – rozpoczęłam wstęp, lecz nasz parafialny strażnik dusz ożywił się i wszedł mi w słowo:
– Moja najnowsza toyota jest na gwarancji. Zadzwoniłem, sami przyjechali z serwisu, a po kilku godzinach odstawili samochód. Chodzi jak żyleta – pochwalił się proboszcz Wincenty.
– Zostawmy autka w spokoju – wtrąciła się Kunia, czule zdrabniając swoją wypowiedź, gdyż od lat opiekował się nią anioł motoryzacji, a z boku namawiał ją do grzechu demon szybkości.
– Właśnie – przytaknęłam – nam idzie o ludzi.
– O moje duszyczki?
– O dzieci mniej – odpowiedziałam. – Chcemy, by ksiądz zamontował przy kropielnicy alkomaty. W zakrystii też by się jedna sztuka przydała...
– Jakże to?
– Kadzidło uczula – obwieściła Kunia. – Gryzie w oczy i ciekną łzy. Dość już modliłyśmy się płaczliwie, teraz zależy nam na radosnych śpiewach i gospelowych trelach. Trzeba usunąć kadzidło.
– O to chodzi! – poparłam przyjaciółkę. – Bez kadzidła zaś trudno byłoby nam osiągnąć śpiewaczą gnosis, więc musi ksiądz proboszcz zlikwidować pijaków. W wyziewach nie będziemy zawodzić!
– Szatan was natchnął! – zagrzmiał znienacka Wincenty. – Chcecie kościół pozbawić wiernych? Jeszcze słowo, a spadnie na was anatema!

Zrobiłyśmy z Kunią głupie miny, ale pod groźbą szantażu wycofałyśmy się z zakrystii. Szczęśliwie przed kościołem czekał na nas Władek lat 96. Poprosiłyśmy go o łyk wiśniówki. Wiedziałyśmy, że zawsze można na niego liczyć. Rzeczywiście, i tym razem wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojej kurtki lśniącą srebrem piersiówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz