piątek, 2 marca 2012

Andrea.

Konaria to porządna kobieta, a takie piją. Nie mogą znieść znoju dnia codziennego, więc zalewają swoją duszę hektolitrami alkoholu. Kąpią się w szampanie, płuczą zęby w denaturacie, nacierają trądzik młodzieńczy spirytusem salicylowym. Alkohol zapełnia ich pory na skórze, nie dając ujścia potom, a takie przecież też im się zdarzają. Ale to ciemna strona Konarii, na jasnej jest jej elokwencja, erudycja i niepospolite poczucie humoru wynikające z inteligencji.

Najpierw obgadałyśmy Marię Siczynę, która cierpi ostatnio na demencję starczą, bawiąc się w konkursy rodem z podstawówki, ciesząc się, że ktoś odgadnie, że Madryt jest stolicą Armenii. Zaraz, chyba nie Armenii. Może Azerbejdżanu?

Konaria piła, piłam i ja. Wytrąbiłyśmy po jednym piwie. Zmieniłyśmy lokal, bo muzyka z radiomagnetofonu marki Kasprzak wdzierała nam nawet do trzewików, a to przepaca antygwałtki, potem trafiłyśmy do miejsca w centrum Poznania, gdzie była jedynie barmanka, kierownik sali i właściciel. Wszyscy podejrzani i w szalikach piłkarskiej drużyny Lecha Poznań. Z trudem przełknęłyśmy kolejną porcję alkoholu, uznając, że to koniec naszej hulanki i swawoli.
Odprowadziłam Konarię do domu, ale ona uznała, że muszę spotkać się z jej aktualnym donatorem. Kupiłam w jej sklepie na dole wódeczkę z cytryneczką i wyszłyśmy ze składu. Wtedy zaczepiła nas Andrea. Nie znałyśmy baby, ale ona poprosiła nas o papierosa.

Konaria pali, zatem z radością poczęstowała Andreę, tłumacząc wylewnie, że sama często znajduje się w takiej sytuacji i wie, co to głód nikotynowy. Andrea zauroczona gestem Konarii zaprosiła nas do pobliskiego biura, które zazwyczaj otwiera po 21. Lokum znajdowało się na ulicy Łąkowej w Poznaniu i nie posiadało neonu. Andrea musiał pokonać kratę i kłódkę, po czym zaprosiła nas do wnętrza, w którym ścieżka między górą śmieci poprowadziła nas do siedziska.

– Wymyśliłam kiedyś Linuxa – przyznała się Andrea. – Wiecie, kto to Kluska?
– Miałam paskudnego męża – przyznała się Konaria. – Grabił łajdak, grabił, aż w końcu ograbił.
– Lubię lane kluski – wyznałam, pijąc z gwinta wódeczkę z cytryneczką.
– U niego pracowałam – powiedziała Andrea. – Puszczę Konarii Boney M, bo czuję, że ona to lubi.
– W jakim pierdlu siedziałaś? – zapytałam Adreę, podążając za głosem intuicji. – Rawicz? Wronki?
– Kraków.
– Co ją tak wypytujesz? Przecież to porządna kobieta! – oburzyła się Konaria.

Wzdrygnęłam ramionami, prychnęłam i wyszłam z biura w suterenie. Potem miałam wyrzuty sumienia, że Konaria została samotnie z Andreą z Gliwc, co siedziała za kratami. Zadzwoniłam do jej donatora, który po chwili oddzwonił, że Konaria wróciła.

O tej porze pewnie jeszcze chrapie.

8 komentarzy:

  1. Maria Siczyna2 marca 2012 10:08

    I znowu plotkujecie. Wykorzystujecie to, że jestem w sanatorium i zazdrościcie, że mam takie powodzenie wśród kuracjuszy.
    A czy Wy wiecie, że ci z Alzheimerem mogą grać w konkursy geograficzne bez końca? I że jedno pytanie wystarczy na cały wieczór?
    No.
    Jak wrócę i mnie zobaczycie, to Wam żylaki zatętnią z zazdrości. W tutejszym SPA robią cuda.
    Maria Siczyna
    P.S. Takie lanie lodowatą wodą ze szlaucha i trzymanie na mrozie to chyba nie są usługi standardowe w salonach piękności? A tu mam za darmo, ZUS na mnie leje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, my Ci tych długich szlauchów zazdrościmy. Prowokowałyśmy Cię, sądząc, że z ciepłego błota długo nie wyjdziesz. Bo żywot kuracjuszki ma swoje plusy. I my to wiemy i zazdrościmy.

      Usuń
  2. nie tylko adela i konaria czekają na wypełźnięcie z ciepłego błota siczyny. inni wierni czytelnicy również. przyjaźń jest jak worek treningowy. dugo wyczymie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjaźń jest jak zwieracze - trzyma i nie popuści.

      Usuń
  3. Maria Siczyna2 marca 2012 13:43

    A propos zwieraczy. Podobno jakiś rencista na zeszłym turnusie zesrał się do borowiny. Mówią, że skóra kolejnych, korzystających z takowej kąpieli kuracjuszy jeszcze długo po wyjściu trzymała brąz.
    Ja tam nie wiem, ale chyba faktycznie od tego gówna mogło tak być.
    Maria Siczyna
    P.S. Zaraz mam masaże, a teraz mam biegunkę, więc nie wiem czy iść...
    Pójdę, powoli, ale pójdę. Po drodze mam wannę z borowiną, jakby co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarzają się sytuacje, kiedy słowo staje się ciałem.

      Usuń
  4. .. oraz sytuacje, ze worek nie wyczymie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam świadkiem, jak na plecach tragarza nie wytrzymał worek z pyrami, które rozsypały się po posadzce w sklepie. Znaczy w piwnicy, tyle że po poznańsku. Łęty się wówczas rozpanoszyły.

      Usuń