poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Mokry odwet.

Zaczęło się od tego, że przed kościołem pw. Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie Elwira lat 77 została przez jakiegoś szczuna zmoczona z opakowania po płynie do naczyń znanej marki. Obwieś był niepełnoletni, więc mogłyśmy wziąć na nim i jego dwóch szkolnych kompanach tylko w jeden sposób. Malwina lat 92 skoczyła do kropielnicy, zaczerpnęła poświęconej wody w dwa trzewiki i przybiegła na boso z powrotem do nas. My w tym samym czasie chwyciłyśmy z Kunią lat 90 podrostka pod ramiona, unieruchamiając grzeszne dziecię. Darł się podczas wyświęcania go z przechodzonych papci Malwiny, ale grzech liczony w decybelach ma siłę przeogromną. Potem nastąpiło przekazanie pałeczki w sztafecie i do kropielnicy sunęła Kunia. My z Malwiną trzymałyśmy drugiego łobuza. Też krzyczał. Ten, którego ja na końcu wyświęcałam darł się chyba najgłośniej. Wytargałyśmy potem smyków za uszy i puściłyśmy wolno.

– Odpuśćmy mszę – zaproponowała stojąca z boku zmoczona Elwira. – Czas na wyprawę święconą.
– Musimy zrobić odwet – zgodziła się z nią Gertruda lat 59. – Wy macie poświęcone buty, więc nas poprowadzicie do boju.
– Jestem gotowa – Malwina zawsze była gotowa.
– Ale smarkaczy zostawimy w spokoju – zarządziłam. – Nie możemy wykorzystać całej kościelnej wody święconej, bo nas proboszcz obrzuci anatemą.
– Sklnie? – dopytała się Kunia.
– Wyklnie – wyjaśniłam – dlatego weźmiemy się za ojców szczunów. To pokolenie musi oberwać za niedopilnowanie pociech w procesie socjalizacji.
– To dzieci socjalistów? – głupio spytała Getruda.
– Elwira, ty już jesteś mokra – spostrzegłam. – Będziesz obsługiwać hydrant.
– To dobrze, bo nie lubię wilgotnej przemocy – odpowiedziała.
– Z czego będziemy lać? – dociekała Kunia.
– Z umysłów? – dopytywała się niezbyt rozgarnięta Malwina.
– Dziś nie lejemy wody werbalnie. Dziś popycha nas do działania CZYN!
– Czyn społeczny? – spytała zdezorientowana Gertruda.
– Kunia, leć po szlauch! Ty, Malwina, przynieś dwie miednice. Elwira, mówiłaś, że masz kilknaście pustych doniczek! A mają dziury w dnie?

Dziewczyny się spisały i już po kwadransie zaczęłyśmy działać. Pierwszego przydybałyśmy Waldka lat 42. W bramie obalał wiśniówkę, nie zajmując się swoim pryszczatym Genkiem lat 14. Następnie kolej przyszła na Robercika, Zygę, Walerego, Dominika i kilkunastu innych. Wszyscy byli w przedziale 35 – 45 lat. Uporałyśmy się z nimi w półtorej godziny. Fama poszła po dzielnicy i ulice opustoszały. Śmigus Dyngus dobiegał końca, a my zaczęłyśmy zastanawiać się, jak brzmi żeńska wersja rzeczownika „szeryf”.

I komu przyznać gwiazdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz