wtorek, 10 kwietnia 2012

Zawsze miałam zgrabne nogi.

W pewnym okresie życia ogromnie fascynowali mnie dżokeje. Ich krótkie i pałąkowate nogi pobudzały moją wyobraźnię. Kończyny jeźdzców mocno kontrastowały z końskimi. Silnie obejmowały krągły korpus zwierzęcia, przyjmując siłą rzeczy jego kształt, a mnie z podeskcytowania gnało z Poznania na warszawski Służewiec, a rzadziej na gonitwę Wielka Pardubicka, bo przed 1989 rokiem bardzo ciężko się załatwiało wyjazd lub wczasy do Czeskiej Republiki Ludowej.

Mój świętej pamięci mąż Józwa miał odnogi żółwie, dlatego dopiero po jego śmierci mogłam poszukać mężczyzny o krzywych nogach. Tak trafiłam na Władka lat 96, który w pierwszym okresie był tak dla mnie miły, że przeskakiwał przeszkody. Nawet rów z wodą, ale na to decydował się tylko w lany poniedziałek. Sam też lubił być podczas tej próby wlany, ale to było dawno, bo dziś powstaniec nie chce pokazywać swoich nóg. „Adela, a dajże spokój”, mawia od kilku wiosen. „Ja już tyle nie piję”. A szkoda – znaczy nie szkoda, że nie pije – że nie skacze. Bo potrafił nie strącić żadnej poprzeczki. Taki był skoczny.

AK-owiec lat 96, czyli żołnierz Armii Krajowej oraz Anonimowy Kobieciarz lat 96 w jednym był dziś u mnie na drugim śniadaniu, pił kawę z cynamonem, zajadał się pączkiem, czytał dzisiejsze wydanie gazety lokalnej, a mnie naszły wspomnienia. Postanowiłam zadać ważkie pytanie dotyczące przyszłości.

– Kochasiu, czy latem będziesz chodzić w szortach?
– Nie – odpowiedział Władek nawet nie upuszczając gazety, by spojrzeć mi prosto w oczy..
– Co cię skłania do tej perwersji?
Teraz odłożył gazetę. Oczy miał okrągłe, buzię otwartą, płuca zapowietrzone.
– To, że nie pokazuję nóg jest perwersją?!
– Nie podnoś głosu! – krzyknęłam.
– Uważasz, że wikary się mylił, gdy w czerwcu zeszłego roku mówił o bezwstydności na polskich ulicach?! Adela, ty znowu chcesz prowokować?
– Jesteś zboczony!
– Nie! Jak mam ci to udowodnić?
– Pokazując nogi! Pójdziemy do fotografa. Umówiłam nam sesję. Artysta obiecał potem użyć Photoshopa, więc nie masz co się martwić.
– Hę?
Najpierw natarłam uszu powstańcowi za hęchanie w moich domu, potem borykałam się z barykadami, które ustawił przed planem pójścia do fotografa, ale w końcu skruszyłam mury. Ustwaliśmy się przed artystą obioektywu, on potem użył Photoshopa, ale moich nóg ponoć nie korygował.
Napisałam to wszystko, by nimi się pochwalić. Przecież jest czym!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz