wtorek, 15 maja 2012

Ostrzegawczy znak czasu.

Dziś furgon ze świeżym pieczywem punktualnie podjechał pod sklep na dole, dokonałyśmy sprawnie zakupów i większość dziewczyn błyskawicznie rozeszła się do swocih domów. Nas z Kunią lat 90 zatrzymała w pół kroku Malwina lat 92, obwieszczając szeptem nowinę:

– Pojawił się odmienny znak drogowy. Ostrzegawczy. Chcę wam go pokazać, bo nie wiem, jak go zinterpretować.
Zdziwiłyśmy się z Kunią, bo Malwina nigdy nie należała do miłośniczek motoryzacji, wyścigów samochodowych i zmian opon z zimowych na letnie. Wiedziałyśmy jednak, że jak Lwinka coś znajdzie, to jest odkrycie na miarę odnalezienie pazura dinozaura czy innej paszczy Tutenchamona.
– Odmienny? – spytałam. – Co to znaczy?
– To znak poziomy czy pionowy? – dociekała Kunia.
– Właśnie nie wiem, czy ma mnie to postawić do pionu czy może zachęca zainteresowanych do pozycji poziomej – odpowiedziała tajemniczo Malwina.
– A daleko on jest? – Kunia była pragmatyczna, ale jej się nie dziwiłam, bo oprócz chleba taszczyła jeszcze słoik z ogórkami, 2 kilo cukru i kilogram soli.
– Przy sierocińcu.
Dom dziecka znajdował się niedaleko, więc zdecydowałyśmy się od razu tam pójść i rozwiać rozterki Malwiny.
– Daleko jeszcze? – sapała Kunia.
– O tam, już widać! – Maliwna pokazała paluchem na znak, który był do nas odwrócony tyłem, więc jeszcze nie mogłyśmy rozszyfrować sensu jego postawienia.
– Najgorsze jest to – ciągnęła dalej – że on stoi tylko w określonych porach dnia.
– Jak to? – zdziwiłam się.
– Jakaś niewidzialna ręka ustawia go przed wpół do ósmej. Wiem, bo chwilę potem denerwują mnie rozwrzeszczane bachory, które idą do szkoły. Potem znak znika, pojawia się znów koło 13, kiedy pierwsze bachory wracają do domów, następnie dematerializuje się około 15.30, by ponownie pojawić się przed wieczorną mszą. I po 21 znika już na całą noc. Starałam się przyuważyć, kto go ustawia i chowa, ale, mimo wielu prób, nie udało mi się.
Pokręciłyśmy z Kunią głowami, spontanicznie reagując niedowierzaniem na zagmatwaną sytuację. Popatrzyłyśmy na zegarek. Była 7.28, kiedy podeszłyśmy do znaku.
– Uwaga. Ksiądz – sylabizowała Kunia, odczytując znak.
– Wszystko wiadomo – oznajmiłam. – Przecież ten znak stoi nie tylko w sąsiedztwoe sierocińca, ale i naszego kościoła pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego. Mówi on, że czapki z głów przed księdzem. Ten chłopiec nie zdjął, to wikary go pogonił i mycka sama spadła mu z głowy.
– Czyli to ostrzeżenie przed księdzem, który może pogonić?
– Może pogonić – potwierdziła moje słowa Kunia.

Potem postanowiłyśmy trzymać wartę. Najpierw zakupy odniosła do domu Kunia. Najadła się, wróciła, mnie zmieniając. Następna w kolejce była Malwina. Dzień się rozpoczynał, lecz my pilnowałyśmy pierwszego w naszej dzielnicy ostrzegawczego znaku czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz