niedziela, 13 maja 2012

Parasol zwycięstwa.

Z Władkiem lat 96 co roku bardzo hucznie obchodzę Dzień Zwycięstwa. Zaplatam warkoczyki i udaję Marusię, a on raz jest Gustlikiem, innym razem Jankiem, ale ja najbardziej lubię, gdy gra rolę Szarika. Jest wyszczekanym mężczyzną i świetnie się w tej roli sprawdza, bo go dobrze ułożyłam. Niestety, czasem wciela się również w ludzką rolę, bo mówi że z okazji święta „chce mu się strzelić lufę, a pies co najwyżej może obsikać gąsienicę”. Oczywiście ma na myśli gąsienicę czołgu. Tym razem na początku miesiąca uprzedziłam mego druha, że nie zgadzam się na Gustlika, bo nie chcę na poznańskiej Wildzie nikomu podpaść śląskim akcentem. Miałam nadzieję, że AK-owiec utleni włosy i śpiewająco zjawi się przede mną jako Janek Kos.

No i 9 maja Anonimowy Kobieciarz lat 96 zaskoczył mnie. Otworzyłam mu drzwi, a on spojrzał na mnie zza wąsa.
– Czyś ty zdurniał? – oburzyłam się. – Będziesz mi uroczystość psuł szczeciną spod nosa?
– Jestem Grigorijem, a on zarost miał nawet w nosie!
– Ty mi nie sprzedawaj kawałów z brodą, bo wypadniesz z moich łask – ostrzegłam mego druha. – Wolę żebyś przyszedł opalony niż w tym paskudnym wąsie!

Władek odwrócił się na pięcie i tyle wyszło ze świętowania rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem. Prawdopodobnie poszedł strzelić lufę. Pomyślałam, że jeśli on chce tkwić w pubie, to ja pójdę na spacer, by poszukać jakiegoś przyzwoitego rudego.

Długo się wybierałam i nareszcie dziś wyszłam na chłodne powietrze. Wiatr dął, a chmury straszyły swym groźnym wyglądem, na szczęście byłam zaopatrzona w parasol. Parasol, który kiedyś nabyłam w Moskwie, gdy z ciekawości wybrałam się na wycieczkę, chcąc zaobserwować jak oni świętują 9 maja. Uroczystości mnie nie zaskoczyły, ale na pamiątkę przywiozłam z Moskwy rosyjski parasol, którego nie używałam często, bo cenię pogodę ducha i w czasie deszczu wolę zostać w domu niż biegać po kałużach.
Spacerowałam po Parku im. Jana Pawła II, wypatrując rudych amantów. I nagle taki ukazał się moim rozochoconym oczom. Mrugał do mnie zachęcająco. Już miałam go zaczepić, gdy powiała wichura, niosąc ze sobą rzęsisty deszcz. Odwróciłam się od rudego, otwierając swój parasol zwycięstwa. Po chwili wyjrzałam zza parasola. Rudego nie było.

Zasmuciłam się. Po chwili naszła mnie konstatacja, że każdy chłop to najeźdźca. Mam już trochę ponad 73 lata i kolejne Łuki Kurskie by już mnie zbyt męczyły. Zatem dobrze mieć pod ręką parasol zwycięstwa, który obroni cię nawet przed rudym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz