poniedziałek, 28 maja 2012

Żulio Menelio.

Wczoraj były Zielone Świątki i sporo się działo na grillu u Pana. Nie tylko przy naszej parafii urządzono festyn, a tam były kiełbaski, śpiewy i zabawy. I choć u nas prowadzący imprezę zarzynali przebój Sośnickiej „Aleją gwiazd”, to impreza cieszyła się popularnością, choć nie aż tak wielką, jak zasługiwała. Wszystko przez to, że nasi bezdomni Zdzicho lat 48 oraz Maryś lat 53 urządzili konkurencyjne wydarzenie. Wiedzieli, że o tej porze roku zielono jest i w świątek, i w piątek, a mistrzostwa Euro 2012 to tak wielkie święto, że trzeba je uczcić.

Zdzicho lat 48 oraz Maryś lat 53 swoje happeningi urządzają w Parku Jana Pawła II tuż przy ogrókach działkowych przy ulicy Dolna Wilda w Poznaniu. To na tyle blisko kościoła, że wczoraj słychać było refren „Alei gwiazd”. To był dobry podkład muzyczny, bo nasi bezdomni przeprowadzili konkurs strzałów na bramkę.

Słupki były zgrabnie sklecone z pustych plastikowych skrzynek po piwie, zaś poprzeczkę stanowił sznurek, na którym suszyły się podarte różnobarwne koszule Marysia i Zdzicha.

– Każda koszula ma inną ilość punktów – tłumaczył Marian. – Trafisz w czerwoną masz 7 punktów, żółte kalesony to 2 oczka, za to każda ze skarpetek ma po 10 punktów. Gdy w nic nie trafisz masz nula.
– Mogę zacząć pierwsza? – wyrwała się Kunia lat 90.
– Zdzicho będzie podawać nam piłkę.
Zdzisław posłusznie stanął w dużym oddaleniu za bramką.
– Jakie są nagrody? – spytała rzeczowo malwina lat92.
– To turniej. Każdy z uczestników walczy ze mną. Strzelamy po trzy razy na przemian. Przegrany wrzuca złotówę do świnki skarbonki.
– O? – zdziwiłam się. – Poprzednio mieliście różową. Ta niebieska nawet mi się bardziej podoba.
– Dość głupiego gadania! – ponaglała Kunia. – Zaczynamy!
Kunia wzięła długi rozbieg, dobiegła do piłki, zamachnęła się, a piłka wylądowała w żółtych kalesonach.
– Nie dotknę się ich! – zarzekła się. – Wiem od czego są takie żółte!
– Zdziś pierze je w kwasku cytrynowym – odrzekł Maryś. – Spokojnie. Zdzichu poda piłkę , a potem strzelam ja.
Marian sięgnął do kieszeni, wyciągnął butelkę z wiśniowym płynem, przechylił ją do ust, po czym odebrał piłkę od Zdzicha. Położył ją na wyznaczonym punkcie i spokojnie trafił w skarpetkę.
– Brawo! – zaklaskałam. – Klamerka się nie zachwiała! Masz brazylijską technikę!
– Mój boiskowy przydomek to Żulio Menelio – odpowiedział skromnie Maryś

I turniej trwał. Zdzicho podawał piłkę, Maryś pomiędzy strzałami popijał, a świnka skarbonka pęczniała z dumy. Zabawa skończyła się o zmierzchu, kiedy nikt już nie dostrzegał w kieszeniach złotówek. Bezdomni grzecznie nas pożegnali, a my wracałyśmy do domów z przekonaniem, że i na Euro musi się nam powieść. W końcu w tak wielkim polskim narodzie musi znaleźć się choć jedenastu Żuliów Meneliów, którzy doprowadzi każdą świnkę do stanu, w którym aż pęka z dumy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz