niedziela, 1 lipca 2012

Padł rekord!

– Trzeba przeć do prawdy! – powiedział ksiądz proboszcz z ambony.
Po kościele przeszło kilka fal pomruków i pochrząkiwań, które wyrażały nasze zaniepokojenie. Nie wiedziałyśmy, co się kryje za tymi słowami, a że nasz kapłan znajduje się w szpicy katolickiej sanacji, to mogłyśmy oczekiwać wszystkiego. Tymczasem wildecki pasterz zszedł po schodkach i zaczął przechadzać się po głównej nawie. Od ołtarza do kropielnicy i z powrotem. Stukot jego podbitych metalowymi blaszkami obcasów roznosiło echo odbijające się od witraży.Strach w nas się wzmagał, ksiądz proboszcz jednak milczał. W końcu zatrzymał się przed Kunią lat 90, która siedziała w trzecim rzędzie drewnianych ław.

– Córko, co widziałaś, idąc na mszę świętą?
– Grażyna lat 54 wyprowadzała psa na spacer. Spytałam, czy idzie na mszę, ale tylko się odszczeknęła, żebym nie truła jej głowy..
– Co jeszcze?
– Tramwaj linii nr 2 przejeżdżał. Motorniczy gnał na złamanie karku.
– I to jest twoja prawda? To jest twoje parcie? – zagrzmiał proboszcz, znów wygrywając swoimi podeszwami straszną melodię.

Większość z nas zaczęła bezgłośnie odmawiać modlitwy w intencji, by ksiądz nie wybrał losowo do odpowiedzi. Niestety, dziś szczęście nie uśmiechnęło się do mnie. Przewodnik naszego dzielnicowego stada katolickich duszyczek stanął przede mną.
– Przekaż teraz ty, córko, swoją prawdę.
– Gołębie – odpowiedziałam drżącym głosem. – Widziałam gołębie. Gruchały i srały. Starałam się je policzyć.
– No i?
– Porachowałam do 73, ale było ich więcej. To tak jak mój wiek, bo ja mam lat 73+.
– I to jest twoja prawda? To jest twoje parcie? – zapiał ksiądz proboszcz.

W sumie byłam zadowolona, bo liczyłam, że więcej mnie już nie spyta. Tymczasem znów zaczął krążyć po kościele, a odgłos jego kroków wdzierał się do naszych mózgów, dusz i przyrodzeń. Bolało jak diabli.
Teraz właściciel najpiękniejszego ornatu w parafii stanął przed Ksawerym lat 87.
– Synu, pochwal się swoją prawdą – zachęcił duchowny. – Co widziałeś w drodze do kościoła?
– Przez całe życie chodziłem z głową w chmurach – odrzekł Ksawery, który na emeryturze zaczął pisać wiersze o kaktusach. Jego ostatni zborek „Plusy kaktusy minusy” nie był jednak tak dobry jak „Kaktus ci w duszę!”. No cóż, każdy z nas się starzeje. – Patrzyłem w niebo – ciągnął Ksawery – ale dziś już nie zadzieram głowy. Kark mam zbyt sztywny.
– No i?
– Widziałem rynny. Zardzewiałe, zarośnięte mchem, syfiaste – palnął 87-letni poeta.
– I to jest twoja prawda? To jest twoje parcie? – spytał retorycznie pasterz, wracając do spaceru po nawie. Stukot obcasów proboszcza stawał się nie do zniesienia. On chyba też zdał sobie z tego sprawę, bo w końcu ponownie wdrapał się na ambonę.

– O wy bezbożnicy! Nasz Pan jest wszędzie, a wy tylko fragmenciki prawdy dopuszczacie do siebie. Nie poczujesz Boga, jeśli nie popatrzysz na świat szerzej. Otwórzcie oczy! Otwórzcie się na prawdę! Otwórzcie oczy!

No to otworzyłyśmy oczy. Rozejrzałyśmy się w poszukiwaniu prawdy i wtedy zobaczyłyśmy kościelnego z tacą. Powiem jedno: dziś w naszej parafii padł rekord. Kościelny musiał trzy razy opróżniać tacę w zakrystii i wracać do kolejnych wiernych, którzy chętnie opróżniali kieszenie, portfele i sakiewki. Fajnie nabyć prawdę po tak niskiej cenie.

3 komentarze:

  1. Alfred Hitchcock to dla mnie (od dziś) - pikuś!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj gagatku, Fred to klasyk! Choć też mam okno na podwórze, to jednak nie mogę się porównywać z Mistrzem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. PROTESTUJĘ!
    Suspens dajesz nie gorszy.
    A i poezja Ci się kleci czasem.

    OdpowiedzUsuń