czwartek, 30 sierpnia 2012

Wietnamska fabryka.

Nikt nie może zarzucić nam, że nie jesteśmy przedsiębiorcze. Od dłuższego czasu starałyśmy się przyciągnąć na poznańską Wildę wietnamski kapitał. Konkurowałyśmy z dziewczynami z Koniakowa i nie była to prosta rywalizacja. One były lepsze w dzierganiu obrusów, bieżników i narzut, my postawiłyśmy na stół koniak. Chyba ten argument przeważył, bo w robieniu na drutach i szydełku też z czasem zrobiłyśmy się biegłe. Stworzyłyśmy dwuosobowe załogi, w których jedna o lepszym wzroku była pilotem, a druga – sprawniejsza manualnie – robiła oczka. Z lewej na prawą i z prawej na lewą stronę. Zatem wietnamski inwestor trafił na poznańskiej Wildzie na wykwalifikowaną i niedrogą siłę roboczą. Nie zażądałyśmy zbyt wiele, bo chciałyśmy tylko godziwego dodatku do marnej emerytury. W każdym razie ja miałam być majstrem, ale przerzucono mnie na wybieg. Kunia lat 90 robiła za wzorzec metra leżący w Paryżu. Jedyne co ją różniło w leżeniu to szerokość geograficzna.

Rozruch produkcyjny nastąpił w małym pokoju w mieszkaniu Elwiry lat 77, która zarazem została zatrudniona na honorowym stanowisku operatora wizjera. Brała 4 złote za godzinę wpatrywania się w judasz. Początkowo nie chciała się zgodzić na Judasza, ale ksiądz proboszcz to wyperswadował, a ona przyrzekła oddawać połowę zarobku na niedzielną tacę.

– Brać miarka z panna Kun-nia! – zarządził wietnamski szef Ha-I-No.
Ha-I-No miał piękne piwne oczy, choć trzeba było nieco się pochylić, by to dostrzec. Na nogach miał połatane buty, z kieszeni w starych spodniach wysypywały się sztony z kasyna, a lekki meszek zasłaniał pasek żółtego ciała pod nosem.
– Skąd dokładnie? – dociekała Gertruda lat 59.
– W pizda! Przecia Borata my szydełkować. Na Śródziemie! Na plazia! Na lato! Skąd ta lala włocha mieć tyle?
– To jest świństwo! – żachnęła się Malwina lat 92. – Nie będę szydełkować tak wielkich oczek!
– Niech mnie pan ogoli, Hanoi! – smutno zdecydowała się zrezygnowana Kunia.
– Ha-I-No! – oburzył się prezes centymetrów 159. – Adelić wybieg! – rzucił do mnie.
– Nie ubiorę się w takie duże oczka! – oburzyłam się. – To ma być plaża, nie porno!
– Oćka? Co mnie obchodzić oćka? Ja musiem widzieć to na własne oćka!
– To jak, będziesz golić, Hanoi? – dopytywała się Kunia.
– Ha-I-No! – wkurzył się Ha-I-No. – Ja pójdzie w kasyna. Musieć pozwolić Ha-I-No, by on mieć bardzo układzione laski! Nie taka hardość!

I chciał wyjść. Z tymże my znamy takich małych gagatków! Odebrałyśmy mu połowę sztonów za wynajem pokoju i pokrycie naszych poborów. A potem za nim poszłyśmy do kasyna. Poczekałyśmy aż się wypstyka i przystąpiłyśmy do gry. Stawiałyśmy na czerwone. Wiedziałyśmy, że obsługa zadba, byśmy jako nowe w tym miejscu hazardzistki wygrały. Najbardziej ucieszyła się Elwira. Miała co w najbliższą niedzielę rzucić na tacę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz