niedziela, 23 września 2012

No, no, no!

Dzisiejsza suma odbyła się przy świecach. Burza z piorunami, która wczoraj szalała nad Poznaniem, uszkodziła transformator i w kościele oraz okolicznych budynkach nie było prądu. Okna witrażowe od lat nie były myte, więc wewnątrz świątyni panowały egipskie ciemności. Rozjaśniły je dopiero płomienie z małych świec i wielkich gromnic. W kościele pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańśkiego na poznańskiej Wildzie panował klimat grozy i niezrozumiałego dla zwykłego umysłu sacrum.

Gdy ksiądz proboszcz rozpoczął mszę to nasze kolana same z siebie upadły na klęcznik i postawa pokory wypływającej z naszych trzewi trzymała nas w tej pozycji aż do kazania.

Ksiądz proboszcz z racji słabej widoczności postanowił nie przemawiać z ambony, a dynamicznie poruszać się po głównej nawie, kierując przesłanie kazania wprost w oblicza konkretnych wiernych.
– No, no, no! – proboszcz zamachał wskazującym palcem przed nosem Władka lat 96, który siedział w trzeciej ławie po lewej stronie ołtarza.
– Jezu Chryste! – krzyknął przestraszony AK-owiec, wzywając imię Pana Boga w osobie Syna nadaremno.
Tymczasem proboszcz podszedł do ławek po prawej stronie ołtarza i stanął przed Elwirą lat 77.
– No, no, no! – proboszcz znów gwałtownie wygrażał wskazującym palcem.

Zaskoczona Elwira zaczęła szlochać. Ona – wierna służebnica księdza proboszcza – poczuła się urażona tym gestem, ale winy zaczęła szukać w sobie. Przypomniała sobie, że ostatnio niemile odpowiedziała wielebnemu na jego gorące spojrzenie, które wyrażało tylko miłość bliźniego, a ona odczytała to nieopatrznie.
– No, no, no! – proboszcz tym razem mi pogroził.
– Yes, yes, yes? – spytałam.-
– No, no, no! – odpowiedział proboszcz.
Teraz ksiądz proboszcz podszedł do kościelnego, odebrał mu z rąk tacę i zaczął zbierać datki. Malwina lat 92 wrzuciła monetę 2-złotową.
– No, no, no! – krzyknął proboszcz.

Zauważyłam w ciemnościach cień grymasu na twarzy przyjaciółki, ale rada nierada sięgnęła do portmonetki i tym razem nie było słychać brzęku monety. Inni wierni też rzucali banknoty. Pomyślałam, że to niegłupie, gdy kościół bazuje na ciemnocie, tfu, ciemnościach.

Potem ksiądz wrócił za ołtarz i reszta mszy przebiegła normalnie. No może oprócz zakończenia, gdy nasz pasterz zanucił śpiewnie.
– A teraz wypierdalajcie!
– Bogu niech będą dzięki – dpowiedziałyśmy na tę samą melodię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz