środa, 26 września 2012

Útok zezadu jsi nečekal.

Spróbowałam dziś wyolbrzymić szczęście. Wzięłam do ręki lupę i zaczęłam z nią chodzić po mieszkaniu. Zauważyłam zbyt mało szczęścia tu, tam było też za mało, przynajmniej jak na moje oczekiwania, więc wkurzona zadzwoniłam do Kuni lat 90.

– Masz lupę? – spytałam.
– Nie chodzę do teatru – odpowiedziała Kunia. – Ci młodzi reżyserzy są dla mnie zbyt odważni.
– Ojej! – parsknęłam. – O szkiełko mi idzie!
– Nie szklisz?
– Zaparzę kawę z cynamonem.
– Będę za kwadrans.
Odłożyłam lupę i zaczęłam krzątać się po kuchni. Czas szybko mijał i wydawało się, że już po chwili podałam filiżankę kawy do rąk Kuni lat 90. Przy okazji wyłuszczyłam powód swojej prośby.
– Chcesz chodzić z dwoma lupami na jednym oku czy po jednej sztuce na każde oko? – spytała moja przyjaciółka.
– A jak radzisz?
Kunia odwiedziła mnie ze swoim kotem, którego trzymała na kolanach. Głaskała go po szyi, a on mruczał z zadowolenia.
– Nazwałam swojego kota Czeski błąd.
– Nie za długie to imię?
– Bierz po jednej lupie na każde oko.

Posłuchałam się Kuni, przytknęłam powiększające szkła do oczu i spojrzałam w zdziwione źrenice kota.
– Chyba widzę szczęście!
– Gdzie?
– W Czeskim błędzie.
– Obróć się.
– Po co? Mam odwrócić się tyłem do szczęścia? – zdziwiłam się.
– Na razie tylko widzisz szczęście. Życie polega na tym, by uszczknąć go trochę dla siebie.

Ten argument trafił do mnie. Obróciłam się i wtedy nagle zaatakował mnie od tyłu Czeski błąd, drapiąc mnie i jednocześnie pozostawiając mi pod skórą drobinki szczęścia.

– Auuu! – krzyknęłam. – Czy szczęście związane jest z bólem?
– To jest właśnie czeski błąd.

Nie wiedziałam, czy ma na myśli kota czy redaktorską pomyłkę, ale specjalnie nie przejmowałam się tym. Opadłam na krzesło i kontemplowałam szczęście. Czeski błąd wrócił na kolana Kuni, a ja oddałam lupę przyjaciółce, która włożyła ją do kieszeni fartucha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz