Dietmar lat 75 dopiero przed kilku laty przyznał się, jakie jest jego prawdziwe imię. Dotąd znany był nam pod imieniem Wacław. Jego rodzice byli Bambrami, którzy postanowili zostać w Poznaniu, ukrywając się jedynie na czas przejścia Armii Czerwonej. W ten sposób Dietmar pozbył się rodziców, a sam został zmuszony do zmiany imienia na bardziej słowiańskie. Wspomnienia miał jednak mgliste, czemu nie można się dziwić, bo Dietmar lubił sznapsy, zwane u nas kielonkami czystej.
Od momentu przyznania się do pochodzenia germańskiego Dietmar wprowadził do języka potocznego akcent niemiecki, co budziło podziw i zazdrość wśród polskich kompanów od picia wódki. Biesiadowali z nim młodsi o pokolenie pijacy, więc zasłużył sobie na miano Kulti Wuja. Początkowo burzył się, pragnąc wymusić na kompanach Kulti Onkela, ale pijacki upór kolegów od kieliszka był nieugięty. Nas z Kunią lat 90 dziwił jednak ten przydomek. Dlatego gdy ujrzałyśmy Dietmara na ulicy, to szybkim krokiem podążyłyśmy jego zygzakowatym, lekko nietrzeźwym śladem, by sprawę rzetelnie i do końca wyjaśnić.
- Gdy ciebie widzę – wydyszała zmęczona tempem biegu Kunia – to na usta ciągle ciśnie mi się Wacek.
- Ich bin Dietmar.
- Jawohl – odrzekłam, chcą przychylnie usposobić do nas Dietmara.
- Z takich pierdół ród Ulricha von Jungingen wyginął. Też mu Wacek nie cisnął się na usta – szczęśliwie te sarkastyczne słowa Kunia wypowiedziała na tyle cicho, że jedynie moje sprawne ucho to wyłowiło.
- Dietmarze – przeszłam do sedna, widząc, że nasz interlokutor woli usta zanurzyć w butelce niż przeznaczyć je do rozmowy – dlaczego nazywają ciebie Kulti Wujem?
- O Heimat idzie – wyjaśnił mętnie, po czym spojrzał pożądliwie na butelczynę. – Ich muss trinken.
- Musu się nie pije. Mus jabłkowy musi popracować, by sfermentował ostatecznie i nadał się do picia – udzieliła rady Kunia.
- O ojczyznę? – zdziwiłam się.
- Ja kultywuję. No nie, muszę walnąć sznapsa!
- Ale co kultywujesz? – zatrzymałam rękę Dietmara, którą kierował w stronę wewnętrznej kieszeni, gdzie trzymał płaską setkę
Dietmar spojrzał przez chwilę na mnie trzeźwym wzrokiem.
- Kultywuję pochodzenie, Mädchen.
- Germańskie, Wacku? – spytała nieopatrznie Kunia.
- Scheiße! – bardzo brzydko zaklął Dietmar, a następnie wygulgotał całą butelkę za jednym zamachem.
- Masz fantazję, Niemcu – uznałam.
- Danke schön – odpowiedział Bamber z Wildy.
Dietmar poszedł ku swemu przeznaczeniu, wobec którego my miałyśmy stracha. Bo najgorzej, gdy karty rozdaje Teufel.
A gdzie ciag dalszy niedzielnego protestu ?
OdpowiedzUsuńCiciu - zlituj sie i napisz....
Kaluszy