wtorek, 22 stycznia 2013

Kulti Wuj.

Dietmar lat 75 dopiero przed kilku laty przyznał się, jakie jest jego prawdziwe imię. Dotąd znany był nam pod imieniem Wacław. Jego rodzice byli Bambrami, którzy postanowili zostać w Poznaniu, ukrywając się jedynie na czas przejścia Armii Czerwonej. W ten sposób Dietmar pozbył się rodziców, a sam został zmuszony do zmiany imienia na bardziej słowiańskie. Wspomnienia miał jednak mgliste, czemu nie można się dziwić, bo Dietmar lubił sznapsy, zwane u nas kielonkami czystej.

Od momentu przyznania się do pochodzenia germańskiego Dietmar wprowadził do języka potocznego akcent niemiecki, co budziło podziw i zazdrość wśród polskich kompanów od picia wódki. Biesiadowali z nim młodsi o pokolenie pijacy, więc zasłużył sobie na miano Kulti Wuja. Początkowo burzył się, pragnąc wymusić na kompanach Kulti Onkela, ale pijacki upór kolegów od kieliszka był nieugięty. Nas z Kunią lat 90 dziwił jednak ten przydomek. Dlatego gdy ujrzałyśmy Dietmara na ulicy, to szybkim krokiem podążyłyśmy jego zygzakowatym, lekko nietrzeźwym śladem, by sprawę rzetelnie i do końca wyjaśnić.

- Gdy ciebie widzę – wydyszała zmęczona tempem biegu Kunia – to na usta ciągle ciśnie mi się Wacek.
- Ich bin Dietmar.
- Jawohl – odrzekłam, chcą przychylnie usposobić do nas Dietmara.
- Z takich pierdół ród Ulricha von Jungingen wyginął. Też mu Wacek nie cisnął się na usta – szczęśliwie te sarkastyczne słowa Kunia wypowiedziała na tyle cicho, że jedynie moje sprawne ucho to wyłowiło.
- Dietmarze – przeszłam do sedna, widząc, że nasz interlokutor woli usta zanurzyć w butelce niż przeznaczyć je do rozmowy – dlaczego nazywają ciebie Kulti Wujem?
- O Heimat idzie – wyjaśnił mętnie, po czym spojrzał pożądliwie na butelczynę. – Ich muss trinken.
- Musu się nie pije. Mus jabłkowy musi popracować, by sfermentował ostatecznie i nadał się do picia – udzieliła rady Kunia.
- O ojczyznę? – zdziwiłam się.
- Ja kultywuję. No nie, muszę walnąć sznapsa!
- Ale co kultywujesz? – zatrzymałam rękę Dietmara, którą kierował w stronę wewnętrznej kieszeni, gdzie trzymał płaską setkę
Dietmar spojrzał przez chwilę na mnie trzeźwym wzrokiem.
- Kultywuję pochodzenie, Mädchen.
- Germańskie, Wacku? – spytała nieopatrznie Kunia.
- Scheiße! – bardzo brzydko zaklął Dietmar, a następnie wygulgotał całą butelkę za jednym zamachem.
- Masz fantazję, Niemcu – uznałam.
- Danke schön – odpowiedział Bamber z Wildy.

Dietmar poszedł ku swemu przeznaczeniu, wobec którego my miałyśmy stracha. Bo najgorzej, gdy karty rozdaje Teufel.

1 komentarz:

  1. A gdzie ciag dalszy niedzielnego protestu ?
    Ciciu - zlituj sie i napisz....
    Kaluszy

    OdpowiedzUsuń