Dzisiaj to mnie zachciało się zakląć siarczyście, po tym jak Władek lat 97 znowu zapaskudził smarkiem obrus w salonie. Że on ma gdzieś moje bieżniki, a Zapolskiej nigdy nie czytał, to wiem – niejednokrotnie obwieszczał to bez wstydu i zażenowania. Chciałam potraktować siwego drania zasłużonym „cha”, ale dość mam chamstwa narodu polskiego, więc werbalnie wysmagałam go tak: „Ciebie wstyd byłoby trzymać w odosobnieniu, a co dopiero wśród ludzi!”. A on na to tylko roześmiał się bezczelnie.
- Dość tego, Benku! – wrzasnęłam.
- Adela, czy ty masz sklerozę? Zapomniałaś, jak mam na imię?
- Powinnam zbiczować cię pospolitym „cha”, ale jestem kulturalną kobietą i żadnego „cha” z moich ust nie usłyszysz!
- Benek, co za głupie imię – prychnął AK-owiec, czując cały czas skutki ciosu Benkiem.
- Znałam dwóch Benków i każdy z nich był wielkim „cha”. Od dziś jesteś dla mnie trzecim Benkiem!
- Ta twoja kultura osobista zaprowadziła cię na manowce – pieklił się AK-owiec.
- Mów do mnie jeszcze – odśpiewałam mu Asnykiem i Niemenem w jednej osobie. Mojej osobie.
- Nawet Benka trzymasz przez serwetkę!
- Niby co? – żachnęłam się. – To żeś, Benku, przesadził! – wykrzyknęłam.
Wzięłam szmatę, pod kranem zmoczyłam ją, by bardziej bolało i zdążyłam kilka razy zdzielić Benka-Władka po jego odpychającej dziś facjacie. On jednak szybko pierzchnął. Wiedział, że ze mną nie ma żartów.
Potem siedziałam samotnie, zadręczając się myślami. Spokoju nie dawało mi oskarżenie Władka. W duchu wydawało mi się, że ma on trochę racji. Że ja jednak trzymam Benka przez serwetkę i nie nazywam rzeczy po imieniu. Bałam się takiej prawdy. Miałam przecież dobre rozeznanie, zawsze wiedząc, w którym żołądku trawka z żubrówki piszczy. Zatem dobrze diagnozowałam, ale na recepcie pisałam łaciną? Kulturalną, ale niezrozumiałą dla innych? Postanowiłam skonsultować się.
tomasz.ka to mój krewniak, huncwot i łapserdak, ale jednak kandydat na Prezydenta RP w 2015 roku. Taka persona powinna znać prawdę. Wystukałam na klawiaturze telefonu jego numer i po krótkiej chwili usłyszałam głos najwyższego dostojnika in spe w państwie. Nawet nie przywitałam się, tylko od razu przeszłam do sedna.
- Kochasiu, czy ja trzymam Benka przez serwetkę?
- Ciociu, to nie był mój pomysł, lecz twój, a ja w końcu zgodziłem się być prezydentem. Od tamtej chwili oboje robimy w polityce.
- No tak.
Huncwot 2015 wyjaśnił mi wszystko. Krótko, dobitnie i jasno. Ja dzierżę Benka przez serwetkę, bo muszę trzymać dygnitarski fason. I niech to nikogo nie oburza, bo wtedy to ja zaprotestuję. Czy jednak protestować też mam przez serwetkę? Ładny gips. Chyba muszę jeszcze raz zadzwonić do prezydenta...
Podoba mi się twoja kreatywność w wymierzaniu kar. Nie tak zwyczajnie, z bańki albo z liścia, tylko bardziej boleśnie...:)
OdpowiedzUsuń