wtorek, 8 stycznia 2013

Kolęda.

– Załatwiłaś smarkacza?
– Nie lubię gnojków z wyciągniętymi uszami. Nawet gdy byłam dziewczynką i chodziłam do szkoły podstawowej, to plastusie działali na mnie aseksualnie – odpowiedziała Kunia lat 90. – Spójrz, aż palce mi się zsiniały od tego ciągnięcia za małżowiny.
– Mój też był bezczelny, musiałam przyłożyć sierpowym.

Wikary powiedział wczoraj, że jeśli dogadamy się z ministrantami, to możemy mu asystować w kolędzie. Ludzie dają trochę grosza nie tylko w kopercie, ale i rezerwują drobne dla ministrantów. Nasze emerytury nie są wysokie, a po kolędzie lubimy chodzić, bo interesuje nas, jak kto mieszka i co można z tej obserwacji wyciągnąć.
Czekałyśmy na wikarego przed kamienicą na Langiewicza na poznańskiej Wildzie, a kiedy dotarł, to w jego asyście weszłyśmy do mieszkania Waldemara lat 53 oraz Zichy lat 51. Wikary wykonał palcem znak krzyża, a Waldemar padł na kolana.

– Ładny segment – mruknęła pod nosem Kunia.
– Mam świeżą wodę święconą – poinformowałam gospodarzy. – 5 złotych się należy.
– Ojcze nasz, któryś... – wikary rozpoczął modlitwę, a ja dawałam znaki, by Waldek wysupłał należność ze spodni odprasowanych na kant.
Kolęda nie jest sprzyjająca dla ministrantek, bo po wygłoszeniu modlitwy, wikary zawsze nas wypraszał z lokum. W związku z tym liczyło się szybkie działanie. W każdym razie od klęczącego człowieka łatwiej wyciągnąć forsę niż od stojącego twardo na nogach. Waldek miał płaskie kolana i hojną rękę, bo rzucił dychą.
Wyszłyśmy i udałyśmy się do kolejnego mieszkania, by uprzedzić o rychłych odwiedzinach wikarego oraz zaproponować wodę święconą za 5 złotych. Otworzyła nam Mieczysława lat 66.

– Miecia, daj 5 złotych – zażądała Kunia.
– Daj mi potem butelkę – poprosiłam przyjaciółkę. – Skoczę do toalety.
– Dziewczyny, ile ludzie wkładają do koperty? – Miecia spytała konfidencjonalnie.
– Najlepsi idą w Jagiellonów – obwieściłam.
– Hę? – zahęchała Miecia.
– Mieszko na dyszce był Piastem i nie był królem. Wikary lubi być przyjmowany po królewsku.
– Dwie dychy?
– Ujdzie, ale wtedy za wodę święconą zapłacisz dychę. Żeby było sprawiedliwie.

I wtedy usłyszałam kroki na klatce schodowej. Jeden z ministrantów przyszedł ze starszym bratem. Oddałam butelkę z wodą święconą Kuni, a potem podwinęłam rękawy, zaciskając pięści.

4 komentarze:

  1. "od klęczącego człowieka łatwiej wyciągnąć forsę niż od stojącego twardo na nogach"- oj, świete, zdecydowanie święte słowa:D
    może dobrze że nie przyjmuję kolędy? no wodę musiałąbym kupić:D

    autoportretodczuwalny.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozmawiałam przed chwilą z Kunią i zastanawiałyśmy się, czy nie poszerzyć asortymentu o gazowaną wodę święconą. Dotychczas miałyśmy tylko niegazowaną...

      Usuń
  2. I kto wygrał? Bo jak tak już cię trochę poznałam, to myślę, że nawet młody wiek ministrantów ich nie uratował:)

    OdpowiedzUsuń
  3. My jesteśmy maxistranty. Mini są bez szans. :)

    OdpowiedzUsuń