niedziela, 11 sierpnia 2013

SIERPIEŃ W PIKA PIKA: "Nocny prześladowca".

– Wiesz, Salva – zwróciłam się do usłużnego barmana Salvatore – szczególnie podczas niedzielnej sumy nachodzą mnie przykre myśli, że nie posiadam nocnego prześladowcy. Takiego, który by mi uświadomił, że nadal w sobotnie noce panuje gorączka! Długie kazania proboszcza mniej mnie uczą i resocjalizują, a bardziej spychają na lepkie tory kobiecej fantazji.
– Lepkie tory? – zdziwił się Hiszpan.
– Brakuje mi sobotniej gorączki.
– Gorączka?
– Tak, potrzebuję nocnego prześladowcy – powtórzyłam.

Siedziałam przy stoliku wystawionym na wąski chodnik przy ulicy Zamkowej w Poznaniu. Słońce oświetlało tapas bar Pika Pika, a Salva głęboko spozierał w moje oczy. To wyjątkowy młody człowiek, który potrafi przenikliwie wwiercić się w najdalsze skrawki kobiecej psychiki.
– Zaraz coś przyniosę – obiecał, po czym odwrócił się na pięcie i wszedł do lokalu.
Zdziwiło mnie to, bo nie złożyłam zamówienia, ale nie pozostałam długo sama ze swoimi myślami, bo Salva już po chwili pojawił się z kieliszkiem i butelką wina w ręku.
Ramirez! – markę wypowiedział wyjątkowo poważnym tonem.
– Ramirez de la Piscina – sylabizowałam, odczytując nazwę wina z etykiety na butelce…
Barman nalał wino do kieliszka i od razu o moje nozdrza uderzył rześki zapach czerwonych owoców.
– O! – krzyknęłam z zachwytem. – Czuję też zapach skoszonej trawy!
– Kosa to dobry trop – obwieścił Salva, zawiesił na kieliszku swoje smutne oczy, a potem powoli obrócił się na pięcie i zniknął na zapleczu Pika Pika.

Wino w smaku było przyjemne o zrównoważonej kwasowości. Z etykiety
dowiedziałam się, że składało się z dwóch szczepów: 55% Viura, a pozostałe 45% stanowiło Garnacha. Z lubością smakował oryginalny smak Ramireza de la Piscina. Dopiero gdy butelka odkryła swoje dno, przypomniałam sobie dziwne zachowanie Salvatore. Zadzwoniłam do Kuni lat 90 i opowiedziałam jej całą historię.
– Richard Ramirez! – wrzasnęła. – Nie wracaj sama do domu! Jadę po ciebie!

Kunia nie piła dziś wybornego wina, więc miała prawo być zdenerwowana. Ja natomiast czuję się po Ramirezie jak nowonarodzona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz