środa, 21 sierpnia 2013

SIERPIEŃ W PIKA PIKA: "Windows YA"

Jestem urodzoną w Poznaniu Adelą lat 73+. Mam swoje przyzwyczajenia, nawyki i przesądy. Młodzi ludzie nazywają to oprogramowaniem. Nie mylą się – to prawda. Przecież nieraz zdarza się, że wyciągam na parapet czerwoną poduszeczkę i obserwuję ludzi przechodzących ulicą, przy której mieszkam. Gdy tak tkwię w oknie, to mam świadomość, że to mój Windows 73+.

W tym miesiącu niemal codziennie zaglądam do Pika Pika, sympatycznego tapas baru przy Starym Rynku w Poznaniu, który prowadzą Hiszpanie. Dziś zaczęłam zastanawiać się, jaki układ bajtów i bitów decyduje o temperamencie i obyczajowości chłopców z Półwyspu Iberyjskiego. Poznawszy oprogramowanie, zawsze można wpuścić jakiegoś konia trojańskiego. Na przykład zawirusować ich poznańską gwarą, natomiast ukryć przed nimi skąpstwo zwane w Pyrlandii oszczędnością.

W każdym klubie, lokalu, w każdej restauracji twardy dysk należy do właściciela. On też decyduje o oprogramowaniu swoim i pracowników. Dlatego to Jose Baptistę zaczepiłam, gdy przechodził koło mojego stolika, by rozstrzygnąć z nim techniczne zawiłości hiszpańskiego software’u.

– Jaki macie Win? – palnęłam bez żadnego wstępu.
– Vinya?
– Win YA? – zdziwiłam się. – Nie słyszałam...
– Escude – odpowiedział Józef tyle że po hiszpańsku.
– Excuse mua? – przeszłam na francuski, bo czułam, że nie możemy się dogadać, więc pomocy szukałam w języku Moliera i Napoleona.
Vinya Escude. Już podaję.

Jose posiadał zniewalający uśmiech, zresztą jak wszyscy pracownicy Pika Pika. Przywieźli go z Hiszpanii, doładowani przez USB Słońca, ale tutaj groził im wirus cienia i smutku.

Tymczasem Józek Baptysta nalewał Vinya Escude do kieliszka.
– To bardzo dobre wino. Ma dźwięczną nutę.
– Ya – odpowiedziałam. – You win, ya... – tym razem pochwaliłam się znajomością języka Byrona i Szekspira.
– Vinya – przytaknął Jose. – Vinya Escude.

Zrozumiałam w tym momencie, jakie oprogramowanie posiada hiszpańska dusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz