niedziela, 15 września 2013

O jeden kapsel za daleko.

Wczoraj spacerowałam z Władkiem lat 97 po parku imienia Jana Pawła II, szukając niedzielnej ekspresji w prawie bezlistnych gałęziach, niemrawych biegaczach i kamiennym pomniku poznańskiej pyry. Powstaniec dumnie kroczył u mego boku, szarmancko podając mi ramię. Czułam się odpowiednio do wczesnego niedzielnego popołudnia. I wtedy podszedł do nas Czesio lat 59.

- Dzień dobry, Adelo. Czy mógłbym porwać na chwilę Władka?
- Chcesz go sprowadzić na manowce?
- Oj, Adela, co ty się czepiasz? – zaoponował AK-owiec.
- Chciałbym z nim pograć w kapsle. Właśnie obaliłem dwa piwa i można je wykorzystać. Znudziło mi się bezczynnie siedzieć na ławce.
- A co ja niby mam robić w tym czasie?
- Może ciocia wyrysuje nam trasę? – zaproponował Czesio. – Mam kredę.
- Adela, skocz po piwo – wtrącił swoje trzy grosze powstaniec. – Jak nie chcesz, to ja obalę, ale zawsze będziesz miała kapsel i możesz dołączyć się do peletonu.

Zatkała mnie Władkowa bezczelność. Mężczyźni w ogóle jednak tego nietaktu nie zauważyli, ustalając szczegóły wyścigu.
- Mam kolorowe długopisy – pochwalił się Czesio. – Możemy wyrysować koszulki. Ja narysowałem flagę Szwajcarii.
- Chyba coś ci się pomyliło – powiedziałam z przekąsem. – To Czerwony Krzyż. Chcesz nieść pomoc na kapslu udającym rower?
- Czepiasz się – orzekł AK-owiec. – To jak polecisz po browar? Będzie więcej emocji, jeśli dołączysz do peletonu.
- Władku, wysyłasz kobietę po piwo? Poniżasz mnie, łajdaku! – krzyknęłam.

Zdjęłam chustę z głowy, ale powstaniec powstrzymał cios kategorycznym gestem.
– Nic nie rozumiesz. Chcę ci oszczędzić jedynie rysowania na kolanach trasy. Dbam, byś nie miała reumatyzmu.
Westchnęłam ciężko. Popatrzyłam na czeskich chłopaków lat 97 i 59 i udałam się do sklepu. Kupiłam jedno piwo i wróciłam po 15 minutach. Trasa była już wyrysowana i wiodła przez niemal 150 metrów. To jednak co mnie zastanowiło, to peleton. Kolarzy przybyło w ilości ogromnej.

- Co jest grane? – spytałam.
- Adela, padnij na kolana! – polecił Walenty lat 78.
- Że co?
- Na stojaka nie wygrasz! – dodał Binio lat 62.

I wtedy dotarł do mnie zapach dzielnicowych sportowców. Zrozumiałam, że co najmniej jeden kapsel został pstryknięty za daleko…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz