piątek, 14 lutego 2014

Machy w nosie.

- Mam w nosie wszystkie swoje machy – Walery lat 32 zapewnił nas, pociągając z długiej indiańskiej fajki. – Może któraś z czcigodnych dam chciałaby sobie pyknąć w dzień świętego Walentego?

Stałyśmy w ogonku oczekującym na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku, gdy podszedł do nas jedyny rastafarianin na poznańskiej Wildzie. Walery ubrany był schludnie, choć kolorowo. Widać było także, że dba o włosy, bo grubo je splótł, a to wskazywało na zapożyczenie mody z judaizmu bądź hinduizmu Sadhu.

- Walery, do cholery – zaklęła Kunia – po co nosisz dredy? W Dzień Zakochanych? Nie pocisz się, synku?
- Przypominam lwa, a za to zapłacę każdą cenę, proszę pani. – Walery uśmiechnął się. – Mam królewską czuprynkę, bo to symbol Lwa Judy. Lew Juda to nieustraszony Mesjasz.
- Protestujesz przeciw siłom Babilonu? – Elwira lat 77 wyraźnie zaciekawiła się tym wątkiem.
- Dlatego mam w zwyczaju palić rytualne święte ziele. Czy łaskawa pani chciałaby też wziąć macha? Wspaniale jest mieć machy w nosie. Proponuję trzy na początek.
- Potraktujesz to jako sakrament? – spytałam.
- No nie wiem – Elwira odpowiedziała po chwili wahania. – Lubię zapach kadzidła, ale wiem, że to nie struje, bo mam zaufanie do księdza proboszcza.
- Marihuana to wspomniane w Biblii Drzewo Życia – oznajmił Walery, po czym przyłożył cybuch indiańskiej fajki do ust i kilka razy pyknął. – Dobrze wypełnić płuca czymś boskim.
- Ja tam wolę ciało i krew Chrystusa – odezwała się dotąd milcząca Malwina lat 93. – Są smaczniejsze i nie gryzą w oczy.
- Co racja to racja – Elwira poparła Malwinę.
- Przepraszam, że się wtrącam – Walery grzecznie wplótł w rozmowę swoje trzy grosze – ale szanowne panie robią błąd. Mianowicie ustawiłyście się w ogonku. Gdyby damy stanęły w kręgu, wtedy gandzia krążyłaby swobodnie z rąk do rąk.
- Niby po co? – prychnęła Gertruda lat 59.
- Pykając fajkę, łatwiej rozważać tajemnice religii, wyjaśniać meandry społecznych zjawisk i odnosić się do etycznie powikłanych sytuacji. Pani Gertrudo, może jednak macha? Jednego małego maszka. Takiego pyk pyczka.
- Ja spróbuję – zdecydowałam się.

Wciągnęłam trzy potężne hausty, wypuszczając dym nosem, skórą i odbytem. Gdy już mgła opadła zaintrygowany Walery spytał:
- No i jak? No i jak?
- Malwina miała rację – odpowiedziałam. – Nie jestem zakochana, bo nie umywa się to do ciała i krwi Chrystusa.

Entuzjastyczne brawa moich przyjaciółek sprawiły, że Walery ze wstydem uciekł z naszej ulicy, szukając innych kolejek na poznańskiej Wildzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz