czwartek, 13 lutego 2014

Zdeptałyśmy zamordyzm.

Nie ma mordy, nie ma zamordyzmu – to logiczne. Podobnie nie ma ześwinienia bez świni, automatycznej skrzyni biegu bez auta czy opalu bez opalenizny. No nie, może to ostatnie niekoniecznie. W każdym razie my, kobiety z poznańskiej Widly, doskonale wiemy, jak nie dopuścić do zamordyzmu. Codziennie rano wykonujemy makijaż, a w ciągu dnia robimy co najmniej kilka korekt. Czeszemy się, pudrujemy, zaróżawiamy policzki – dbamy o siebie. Inaczej jest z mężczyznami. Ich musimy stymulować. Właśnie w tym celu organizujemy kilka razy w roku walkę z męskim zamordyzmem.

Nasze propagandowe akcje preferujemy przeprowadzać na świeżym powietrzu. Do zamkniętego pomieszczenia, w którym nie ma alkoholu nie ściągniesz mieszkańca Wildy. Z kolei my nie cierpimy zapachu przetrawionego piwa, więc najbardziej korzystnym miejscem na walkę z zamordyzmem jest park przy kościele. Dziś jednak od rana padało, więc musiałyśmy rozbić namiot.

Byłam asystentką Kuni lat 90, która od wielu lat jest ekspertem w walce z zamordyzmem. Z kolei Elwira lat 77 i Malwina lat 93 miały za zadanie ściągać delikwentów z ławek i sprowadzać ich na nasz fotel operacyjny. Właśnie przyprowadziły Waldemara lat 61, który lekko się ociągał, lecz nie miał sił wyrwać się ze stalowych uścisków kobiecych imadeł.

- Waldku, masz tendencję do zamordyzmu – uznałam, przywiązując ręce delikwenta do oparć fotela.
- Co będziecie robić? – 61-latek zatrwożył się.
Kunia tylko zagwizdała, nałożyła maskę chirurgiczną na twarz, zielone gumowe rękawiczki i znienacka zakneblowała Waldka zwojem przenoszonych pończoch. Pacjent zabulgotał, trochę porzucał ciałem, ale po minucie uspokoił się.
- Pincetę proszę – Kunia zażądała zza maski.

Byłam instrumentariuszką, więc moim zadaniem było szybkie wykonywanie poleceń naszej głównej specjalistki od walki z zamordyzmem. Kunia rozpoczęła od wyrywania włosów z nosa. Waldemar nie zareagował, tylko półleżał na fotelu zrezygnowany, wiedząc, że nie wyrwie się. Kunia natomiast prosiła o radełko, potem cążki, następnie szaptułkę i dłutko. Po kwadransie uznałyśmy, że Waldek przez pół roku będzie odpowiednio gładki, jak na demokrację przystało.

Potem Malwina z Elwirą wprowadziły Eustachego lat 49. Kunia na mnie wymownie spojrzała i już wiedziałam, że nie obędzie się bez maseczki. Zaczęłam przygotowywać ją, używając ogórków, a potem wzięłam się za tonik na czarne zaskórniki.

- Czy maseczkę rozświetlającą na dekolt też przygotować? – spytałam.
- Spróbujemy zacząć od mydła – zarządziła Kunia.

No to zrobiłam. Eustachy teraz leży pod maseczką, więc miałam chwilę, by machnąć to sprawozdanie. Muszę jednak kończyć, bo Malwina z Elwirą przykuły do ławek kajdanami kolejnych panów wykazujących skłonności do zamordyzmu. Czeka nas dużo roboty, bowiem walka z zamordyzmem to żadne hop siup czy inne tralala!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz