wtorek, 25 lutego 2014

O fatalizmie nazewnictwa, czyli o budowaniu przeznaczenia.

Kim jest beksa? To płaczliwy dzieciak, a w rozumieniu ogólniejszym ktoś, kto nie radzi sobie z darami i ciosami, jakie niesie Los lub Opatrzność. Ale gdybyśmy przypadkiem natrafili na korporację BEK S.A., to wiedzielibyśmy, że to farmaceutyczna firma produkująca leki na dolegliwości wątroby i trzustki, które przynoszą ulgę. A przedtem byśmy płakali przy bólu tych organów. Zaprawdę, powiadam. Natomiast gdyby to był hip-hopowy zespół „B. Eks A”, co w wolnym tłumaczeniu znaczyłoby: Bądź ze swoją eks A. (nieważne, czy to Ania, Agnieszka, czy Aurelia), to może byłoby mniej rozwodów traktowanych jak hop-piosenki. Towarzyskie hip-przeboje. Ale ludzie i tak łkają w rytm chwytliwych melodii.

Władek lat 98 przystawiał się do mnie już w chwilę po śmierci mego Józwy. Nie byłam gotowa, ale on był ochotny. I może gdyby był bardziej wytrwały, to pewnie dałabym się zdobyć, ale w pewnej chwili stwierdził, że nie może. „Bo masz złe imię”, tak drań ujął. „Prędzej czy później, znikniesz.” Wg niego brzmiało to: „Adela, a dyla”. Że ucieknę od niego, czyli dam dyla. Dobrze się stało, bo sam robi pranie gaci i skarpet, a ja się nie brudzę codziennością.

Tak naprawdę, nie wiem, co sądzić o jego pomyśle. Na początku wydał mi się głupi. Weźmy jednak takiego Beksińskiego. Zdzisław płakał po samobójstwie syna Tomasza. Syn by płakał po zabójstwie ojca Zdzisława. My płaczemy przy obrazach ojca i tłumaczeniach syna. Ot, życie. Albo taki Bosacki, stoper z Poznania. Musi kiedyś ostatecznie zdjąć obuwie piłkarskie i zając się czymś innym. Zacznie biednieć. Będzie bosy. Podobnie gdyby nazywał się Bosak albo Bosakowski. Ale pomieszajmy litery. Wyjdzie nam Sobakowski. Albo Sobak. Albo Sobacki. Nieważne, bo każdy z nich to egotyk lub narcyz. Dla siebie, do swojej kieszeni, dla swojej chuci. Znów pomieszajmy literki, ale nieortodoksyjnie. Wyszedł mi Kabanowski. Albo Kaban. Albo Kabanecki. Świnia. Wieprz. Szczecina. Kwik... Słów brak.
I tu muszę zaprotestować przeciw takiej prymitywnej interpretacji. Bo gdyby tak było, to Opałka byłby artystą w opałach. Tymczasem z nim trzeba się bardzo liczyć. Od jedynki po nieskończoność. Znaczy skończoność, ale jego. Albo Abakanowicz i jej cudne abakany. Wszyscy twierdzą, że to sztywna szmata, ale cenę ma. Oj, ma. Albo artysta piłki nożnej, czyli pan Lato, który symbolizuje ciemnotę. Ja bym jednak nie generalizowała. Nie patrzę na nazwiska, ale czekam na ich emanacje.

Czekam. Na najpiękniejsze emanacje nazwisk. Czekam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz