piątek, 28 lutego 2014

Sratata.

Z samego rana wyszłam po sprawunki Musiałam kupić pyry, trochę pomidorów, zależało mi też na znalezieniu świeżego kabaczka i pietruszki. Udałam się na Rynek Wildecki, bo tam najczęściej kupuję warzywa.

- Niech pan mi nie wrzuca zgniłków!
- Spójrz, babciu, na cenę! Co się, pani, pretensjujesz?
- Pretensjujesz? Coś pan, ze wsi przyjechał?
- Skąd pani wie?

Nie mogłam patrzeć na jego brud pod paznokciami.
- Bo masz pan żałobę! Zgniłe pyry pod pazurami!
- Sratata!
Obraził się. Warzywa musiałam kupić na innym straganie. Zdenerwował mnie. Burak od pyr! Nazwał mnie babcią, chociaż mam dopiero lat 73+. Nie dość że brudny, to jeszcze ślepy.

Dzień źle się zaczął, a ja miałam jeszcze wstąpić do Prosiaczka po mięso. Obawiałam się, że trafię na ekspedientkę, z którą kilka razy się pokłóciłam. Była. Jak pech, to od razy podwójny. Spojrzałyśmy na siebie. Temperatura w lodówkach spadła o kilka stopni.
- Poproszę kilo wołowiny i ten ładny kawałek karkówki – możliwie najgrzeczniej, jak potrafię, złożyłam zamówienie.
Sprzedawczyni odwróciła się do kasjerki i po cichu rzuciła do kasjerki: „Sratata.” Rozsierdziło mnie to.
- Niech pani nie dotyka paluchami mięsa!
- Co się, babciu, ekscyntujesz?
- Ekscyntujesz? Coś pani, ze wsi przyjechała?
- Skąd pani wie?

Obraziłam się i nic nie kupiłam. Ta lafirynda nazwała mnie babcią, chociaż mam dopiero lat 73. Co za babsko. Świnia z Prosiaczka!
Wróciłam wściekła i zmęczona. I w takim momencie zadzwonił Władek lat 98.
- Adela, tylko tej wołowiny nie przyprawiaj tak mocno, jak ostatnio. Przyjdę na drugą.
- Sratata! Nie będzie wołowiny! I nie próbuj protestować!

Furia daje mi energię na cały weekend. Mogę potem protestować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz