środa, 28 maja 2014

Gibkość na emeryturze.

Nie chwaliłam się jeszcze, że potrafię robić szpagata? Chyba nie, zatem to najwyższy czas, by o tym powiedzieć. Najpierw jednak teoria. Rozróżniamy szpagat francuski oraz szpagat turecki. I ja lepsza jestem w tym tureckim, choć i francuski wykonam, ale tylko jak mnie ktoś mocno poprosi. Za to turecki robię bez proszenia, spontanicznie i nieoczekiwanie dla towarzystwa, w którym się akurat znajduję.

Ostatnio wykonałam tureckiego, gdy marzłyśmy w ogonku oczekującym na ranną dostawę świeżych bułek i chleba. Stanęłam przed dziewczynami, zakasałam kieckę i wylądowałam w swoim najdłuższym wydaniu na chodniku.
- O kurka – krzyknęła zdziwiona Kunia lat 90 – ale masz długie giry!
- Nie mówi się giry, tylko giery – zaoponowała Malwina lat 92.
- A właśnie, że giry! – poparła Kunię Pela lat 71.
- Może jestem na poziomie trotuaru – wtrąciłam swoje trzy grosze – ale muszę wam powiedzieć, że poprawnie byłoby wspomnieć o moich nogach. Giry to ma stół i to wtedy, gdy są to meble swarzędzkie.
- A jak ty się podniesiesz? – zatroskała się Kunia.
- Bez problemu – uspokoiłam przyjaciółkę. – Chciałabym najpierw byście poszły za moim przykładem.
- Nie pękną mi w kroczu rajstopy? – zaniepokoiła się Malwina.
- Ja się boję o samo krocze – swoje obawy wyraziła Pela.
- Pobijmy rekord Guinnessa! Stańmy w najdłuższej kolejce, noga w nogę, ale w tureckim szpagacie! – zaproponowała Letycja lat 79.
- Może najpierw potrenujmy? – zaproponowała najmłodsza ze stojących w kolejce Klotylda lat 58.
- Bądźmy gibkimi emerytkami! – zarządziłam.
- A rencistki też mogą? – zainteresowała się Klotka.
- No to raz… dwa… trzy!
Trzeba oddać, że jak już coś postanowimy, to zawsze próbujemy ambitny plan wykonać. Dziewczyny ustawiły się w znacznej odległości od siebie i stanęły w rozkroku. Potem już było tylko słychać chrupot kości, ścięgien i chrząstek.
Udało się!

Wszystkie dziewczyny jak jeden mąż, tfu jedna żona, rozkraczyłyśmy się. Niestety, tylko ja z tej pozycji umiałam wstawać. Ziąb jednak przeniknął przez moje mięśnie, więc nie byłam zdolna wstać. Popatrzyłyśmy na siebie bezradnie.
- Nie ma wyjścia – powiedziałam. – Musimy czekać na dostawę pieczywa. Może ciepłe bułeczki nas rozgrzeją.

Niestety, gdy podjechał furgon i kierowca nas zauważył, to wpadał w poślizg i samochód też się rozkraczył.
Tymczasem wrony krążyły nad nami, kracząc początek kolejnego zimnego dnia.

2 komentarze:

  1. Usmialem sie znowu do lez.....
    Pozdrawiam serdecznie
    Karol Szymanski

    OdpowiedzUsuń