piątek, 11 lipca 2014

Okryjciałko.

Kiedy w 1945 roku przegoniliśmy z ojczyzny Niemców, to wszystko nam się źle z nimi kojarzyło. Ja wprawdzie miałam wówczas tylko 8 lat, ale pamiętam niechęć mamusi, gdy narzucała po kąpieli okrycie, mówiąc z niesmakiem: „Fuj, co za szwabski szlafrok! Czy nie można tego nazwać inaczej?” W kraju znaleźli się i inni językowi puryści, którzy postanowili nadać szmacie imię „okryjciałko”. Niestety, nie było to związane z chrztem, więc w społeczeństwie propozycja się nie przyjęła.

Mamusia nosiła szlafrok jeszcze przez 15 lat, potem kupiła na bazarze nowy. Znaczy nie nowy, podobnie przechodzony, ale mniej przetarty i w nim umarła na zawał serca. Nie doczekała w ten sposób do konkursu, który zorganizował Przekrój na nazwę dla ciuszka. Jakiś geniusz wymyślił podomkę, która wypchnął szlafrok do pudła w szafie na najwyższej półce. I powinnam teraz ja chodzić w podomce, ale boję się casusu mamusi.

Zdarza się jednak, że podejmuję ryzyko. Dziś rano wzięłam wannę, wyszorowałam swoje ciało, namydliłam się tu i tam, spłukałam to co trzeba było, potem wytarłam się ręcznikiem i przed lustrem naprężyłam swoje wiotkie ciało. Wszystko było na miejscu – co stwierdziłam z dumą.

Nierozważnie narzuciłam na siebie okryjciałko po mamusi, które po latach wyciągnęłam z szafy, następnie wyszłam do kuchni, zaparzyłam kawę, a potem z bieliźniarki wyjęłam majtki i biustonosz. I wróciłam do łazienki. Zrzuciłam podomkę i straciłam głos.

Paraliż minął mi po 5 minutach. Chwyciłam za telefon komórkowy, z którym nie rozstaję się nawet w ubikacji i połączyłam się z Kunią lat 90.
- Kochana, mam za dużo piersi! Nie starczy mi staników – dodałam płaczliwie.
- Halo! Ja jednak rezygnuję z wycieczki na Hawaje. Nie stać mnie na kupno 12 odkurzaczy.
- Kunia! To ja, Adela!!!
- To ty chcesz mi wcisnąć odkurzacze? Ty?! Moja przyjaciółka?!
- Kunia, skoncentruj się – jęknęłam. – Ja mam kilkadziesiąt piersi.- załkałam
- Kilkadziesiąt? Może 54?
- Nie liczyłam, a co?
- Policz – zażądała Kunia.
- Z przodu mam 46. Z tyłu pewnie też kilka – odpowiedziałam po kilku minutach skrupulatnego liczenia moich nieoczekiwanych cycków.
- Zatem 54. Nie przejmuj się, to przez okryjciałko.
- Przez podomkę?
- Masz ją po mamusi, nieprawdaż? Towarzysze radzieccy nasączyli całą partię szlafroków zmyślnym specyfikiem, by wykarmić po wojnie sieroty. Zrzuć łach i Ci przejdzie po tygodniu – dodała uspokajająco. – Miałam to samo, ale w 1959.

Kunia coś tam jeszcze mówiła do telefonu, ale ja już jej nie słuchałam. Myśli skierowałam ku mamusi, która zobaczyła na starość zbyt wiele cycków i to ją odesłało na tamten świat. Może gdyby miała pod ręką telefon komórkowy, to by ocalała...
A może, by tak kogoś wykarmić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz