poniedziałek, 2 stycznia 2017

Trudno uwierzyć własnym oczom

Kiedy Maurycy lat 52 zaczął biegać po wildeckich ulicach i w grubiański sposób chwalić się, że wyrumptał wikarego, to tylko smętnie kiwałyśmy głowami nad mizerią umysłów lokalnych pijaczków. Maurycy przezywany był Maurem i to dobrze oddawało jego nie europejskie zdziczenie. Miał śniadą twarz, oczy ziejące głupotą i nadpobudliwość, która akurat na poznańskiej Wildzie nie była czymś odosobnionym. Ale stwierdzenie, że uczynił coś niedobrego wikaremu przekraczało tabu i należało to utemperować. Najpierw jednak próbowałyśmy wyjaśnić sprawę we wszystkich jej zawiłych szczegółach.

– Co to znaczy rumptać? – dopytywała Kunia lat 90.
– Obawiam się najgorszego – odpowiedziałam.

Tymczasem Maur zaczepiał wszystkich i bezładną relację ze świństwa, które jakoby urzeczywistnił na bogu ducha winnej powłoce księdza, przerywał wybuchami śmiechu. Próbowałam przywołać go do porządku.
– Uważaj, żeby te głupoty, które wygadujesz, nie dotarły do uszu Gertrudy lat 77 – ostrzegałam.
– Uważaj, żeby te brednie nie dotarły do proboszcza – ostrzegała Kunia.

Obie byłyśmy zniesmaczone wybrykiem Maura i pierdołami, które wygadywał, ale nieco mu współczułyśmy. Znałyśmy siłę tej machiny, którą przez pustą gadaninę mógł uruchomić. No i wczoraj stało się. Z jakiegoś nieostrożnego źródła do Trudzi dotarły pomówienia Maura. Ona długo nie zastanawiając się, pobiegła wte pędy do proboszcza.
– Nie uważasz, że powinnyśmy być czujne? – szepnęłam do Kuni.
– Zacznijmy patrolować ulice na dzielni – zaproponowała przyjaciółka lat 90.

Kręciłyśmy się niedaleko budy Maura, którą sklecił z desek, blachy i tektur. Zamieszkiwał tę norę w sąsiedztwie Dolnej Wildy. Przez ulicę niemal bezpośrednio sąsiadował z kościołem pw. Zmartwychwstania Pańskiego. Za dnia tam nie przesiadywał. Plątał się bliżej ulicy 28 Czerwca 1956 roku. Zauważyłyśmy go na Langiewicza i to w tej samej chwili, co Trudzia, którą krzycząc informowała proboszcza, że „zauważyła obwiesia”.
Maur zobaczył wściekłą twarz parafialnego wodza i co sił w nogach zaczął przed nim uciekać. Proboszcz nie dawał za wygraną i ścigał potwarcę. Ten kluczył, przez co zdążyłyśmy przed nim w okolice jego lichego domostwa. Do lokum dotarł przed proboszczem, zamykając na zasuwę drzwi. Były jednak szpary i to w jedną z nich ksiądz wsadził głowę. Zaklinował się. Tymczasem Maur wydostał się przez tylną ściankę i zaszedł proboszcza od tyłu.

Trudno było uwierzyć własnym oczom, ale to co działo się, gdy Maur rozpiął rozporek, przechodziło katolickie pojęcie.

6 komentarzy:

  1. Maur wyrumptał Proba !!! ???
    Dziwią się wszyscy lecz to była tylko proba,
    Bo wnet przerwał i w górę podniosł drążki oba.
    BRAVO Autorze Wioskarze Wilde (historycznie rzecz biorąc - Wilda to wieś)!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historycznie rzecz biorąc, to Nowy Jork to było sioło. :)

      Usuń