sobota, 27 maja 2017

Albo

– Albo ministrant ma gacie, albo pelerynkę – orzekła Gertruda lat 77, która była, jest i będzie przez najbliższych kilkanaście lat najbliżej proboszcza wildeckiej parafii w Poznaniu, więc wiedziała, gdzie ukryta jest istota rzeczy. Gdzie zachlany diabeł padł i jak nazywa się szatański rynsztok.

Popatrzyłam na Trudzię i zrozumiałam, że nasze parafialne dziewczę mówi o życiowych wyborach. O tym, czy skręcisz w prawo, czy w lewo i do jakiego celu dojdziesz. Trudzia kręciła się wokół Zmartwychwstania Pańskiego, bo pod takim wezwaniem działał nasz kościół, ja zaś wpadałam w doliny, a góry zasłaniały horyzont. Jedyne, co pozytywne w naszych czasach, to to, że nie brak papieru toaletowego. A przecież jeszcze w latach 80. ludzie z dumą zakładali wianuszek rolek na ramię i swym trofeum drażnili zazdrosne oczy sąsiadów.
To wszystko jednak nie jest ważne, tak samo jak nieistotne było zagadnienie postawione przez Trudzię. W końcu nie idzie o miejsce akcji, lecz jej czas. O to, czy w danym momencie zapisuję swoje głębokie jak Rów Mariański przemyślenia, czy zapierdzielam do ujścia rzeki, gdzie czeka mój życiowy port. Ministrant raz jest bez gaci, a innym razem bez pelerynki, a i tak na końcu dopadnie go zbuntowany anioł zwątpienia. Czy zatem postawić na karierę i w finale popaść w cynizm kościelnego dostojnika? To by oznaczało, że stawiam na siebie. Ale można zatrzymać się na poziomie spowiednika i tym samym postawić na drugiego człowieka. Wybór byłby ryzykowniejszy, ale o wiele bardziej pasjonujący. A już na pewno piękniejszy.

– „Albo albo” to jest broń obosieczna – stwierdziłam, a dziewczęta, z którymi stałam w ogonku przed sklepem na dole w oczekiwaniu na przyjazd furgonu z piekarni ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku skierowały ku mnie zaaferowane lica.
Ale nie chciałam im tego wyjaśniać. Każda laska sama musi dojść do tego. Nie mogłam jednak tak bez słowa zakończyć rozmowy.
– Od której ręki zaczynacie obcinać paznokcie? Od tej łatwiejszej czy trudniejszej?
– Ja od lewej – odparła Kunia lat 90.

Kunia była najbardziej kumata z ogonkowego towarzystwa, ale nawet ona nie zrozumiała sensu mojego pytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz