wtorek, 2 listopada 2010

Nareszcie!

Wrócił Lucjan Kutaśko!
Zrobił nam wszystkim wielką niespodziankę. Wszedł do mojego mieszkania osmalony słońcem i wiatrem, z krzepkim uściskiem dłoni, oraz z zapachem ryb na całym ciele. Towarzyszyli mu Władek lat 94 oraz tomasz.ka 2015, krewniak i przyszły prezydent.
Uścisnęłam naszego najważniejszego sztabowca, chciałam powiedzieć coś miłego, ale rybna woń zakręciła mi w nosie i kichnęłam.
– Panie Lucjanie, rozumiem, że ma pan ochotę na gorącą kąpiel.
– Pani Adelo, gdy człowiek przebywa nad wodą, wtedy stara się jej unikać. Każda kropla spadająca na twarz lub, nie daj Boże, pod pachę jest policzkiem dla wodniaka.
– Ciociu – wtrącił się prezydent 2015. – To jest nasz mózg. Musi śmierdzieć kwasem rybonukleinowym.
– Nie pastwmy się nad człowiekiem – Władek też wziął w obronę Lucjana Kutaśko. – Niejedna ryba spoliczkowała go płetwą, nie możemy teraz wyżywać się nad nim.
– Zresztą pan jest zahartowany? – spytał się tomasz.ka 2015, nie dając jednak odpowiedzieć Kutaśce. – Posiedzi pan na balkonie. Teren w okolicy jest czysty. Nikt z obcych sztabów nie będzie nas podsłuchiwać.
– To jest jakieś rozwiązanie – zgodziłam się.

Kutaśko rozsiadł się na taborecie, wziął w płuca spory oddech wildeckiego powietrza wypełnionego dymem z kominów, spalinami oraz kadzidłem z pobliskiego kościoła i zaczął raportować. Sprawozdanie było długie, chaotyczne, ale z przebłyskami geniuszu. Pan Lucjan zrazu mówił wolno i nieskładnie, cicho, kilka razy nawet się zająknął, ale z czasem jego głos nabrał siły i pewności siebie. W końcu musieliśmy mu przerwać, bo mieszkanie się wyziębiło, a my z Władkiem lat 94 i huncwotem 2015 siedzieliśmy już pod kocami, a i tak dreszcze nami trzęsły. Wprowadziłam do środka Kutaśko, który pachniał już nieco inaczej, bardziej swojsko. Uwędzony z wierzchu spalinami, kadzidłem z pobliskiego kościoła oraz dymem z kominów Lucjan usiadł na fotelu. Jeszcze trzymaliśmy odległość, ale cały czas był to życzliwy dystans.

– Czyli twierdzi pan, że kluczem powodzenia kampanii tomasz.ka 2015 jest elastyczność jego wędziska, haczyk na końcu wytrzymałej żyłki i spławik w postaci błyszczyka na elektorat?
– Ładnie pani to zreasumowała – wystękał uwędzony sztabowiec.
– To nie będzie kłopotów! – wyrwał się krewniak.
– No, no, no! – zaprotestowałam. – Hurra-optymiści dostają po tyłku. Marsz do kąta!

I tak skończyło się dzisiejsze spotkanie naszego sztabu. Najpierw wyszedł Anonimowy Kobieciarz lat 94, potem Kutaśko z podwędzonym kwasem rybonukleinowym, a na końcu pokątny prezydent 2015. Zostałam sama. Miałam nad czym się zastanawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz