sobota, 27 listopada 2010

Ostre narzędzia.

To nieprawda, że nie jestem uzbrojona – w końcu ukształtowała mnie zimna wojna. Jestem przygotowana na różne kataklizmy, w tym na bombę atomową, która spadłaby na stolicę. Odrzucam jednak tę myśl, bo nie w smak mi wizja, że wielu warszawskich przyjaciół wyparowałoby. Przezornie jestem zabezpieczona. Mam zapasy żywności zapakowanej w hermetyczne plastikowe pudełka, maseczkę na twarz oraz kilkanaście pomadek, kremów na cerę suchą oraz zmywacze do paznokci. (Cieszę się, że przekwitłam, bo podpaski zajmują dużo miejsca, a czas po ataku jądrowym może oznaczać tułaczkę i tobołek należy mieć nieduży.) Przyjmuję jednak optymistycznie, że wojny atomowej nie będzie. Bardziej boję się ataku jakiegoś chuligana albo kobieciarza na głodzie.

Posiadam sporą kolekcję damskiej broni białej. Cztery tasaki, trzy cążki do wycinania skórek przy paznokciach, jeden wyciszkasz do czosnku służący do wydobywania informacji z męża powracającego z delegacji, a do wyrafinowanych tortur używam używam pędzelka od lakieru do paznocki. Jako kobieta nowoczesna lat 73 nie używam natomiast wałków do ciasta i innych prymitywnych narzędzi z przeszłości, z chęcią natomiast sięgam po kajdanki i łańcuchy, które nabywam w sex shopie. I o wizycie w takim sklepie chcę w kilku słowach opowiedzieć.

Rok temu, podobnie jak dziś, spadł pierwszy śnieg, więc zadzwoniłam do Władka lat 94 z propozycją żebyśmy się rozgrzali. Zareagował z ochotą, jak to bywa u Anonimowego Kobieciarza, ja jednak kazałam mu się ciepło ubrać i spotkaliśmy się przed moją klatką schodową. Poszliśmy na przystanek tramwajowy i wsiedliśmy do tramwaju jadącego do centrum. Sprawdziliśmy pasażerom bilety, po czym wysiedliśmy przy Kupcu Poznańskim. Stamtąd były już tylko trzy kroki do celu naszej eskapady.
– Wytrzyj buty – zarządziłam, bo mieliśmy je całe w śniegu.
– Mam opory – odpowiedział Władek lat 94, wpatrując się w wycieraczkę, a na której było zdjęcie biustu Pameli Anderson.
– Kajdanki proszę – krzyknęłam do młodzieńca, który zbliżał się z przymilnym uśmiechem. – I pejcz! Nie pejczyk, ale pejcz, bo to na tego pana! – Tu wskazałam dłonią na Władka.
– Służę z przyjemnością – odpowiedział przystojny sprzedawca. Poszedł na zaplecze, skąd wrócił z solidnym batem. Podał mi go do ręki, a następnie wypiął się. – Proszę wypróbować, bo po transakcji nie przyjmujemy reklamacji.
Smagnęłam go solidnie trzy razy. Uśmiech nie zniknął mu z twarzy, choć pręgi na pupie musiały zostać..
– A kajdanki? – wtrącił się Władek, który błyskawicznie odtajał. – Czy można wypróbować je na pana koleżance?

Dziś w Poznaniu spadł pierwszy śnieg. Jest zimno, a ja zastanawiam się, czy znów się podobnie nie rozgrzać. Ale boję się, że mogą nas rozpoznać i zaprotestować przeciw naszym zakupom. Dlaczego? Bo Władek lat 94 ukradł wtedy wycieraczkę.

3 komentarze:

  1. Maria "Konopielka" Siczyna27 listopada 2010 11:55

    Droga Adelo,
    Świetnym środkiem urozmaicającym seksualne harce jest gaz łzawiący. Stosujemy go w przypadku, gdy partner (lub partnerka) ma odpychającą powierzchowność. W takich przypadkach należy sikąć sobie gazem w oczy i odbyć stosunek z oczami łzawiącymi, a tym samym zniekształcającymi obraz (nędzy i rozpaczy, który przedstawia niskiej urody partner/ka).
    Z drugiej strony można też się uchlać jak świnia, co jednak może skutkować brakiem erekcji lub przepadkiem chuci na rzecz wymiotów.
    Gaz jest pewniejszy oraz bardziej elegancki.
    No i mieści się w torebce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mario, Ty masz erekcję? Nie znałam Cię od tej strony.

    OdpowiedzUsuń
  3. Maria "Konopielka" Siczyna27 listopada 2010 17:21

    Całe szczęście.

    OdpowiedzUsuń