środa, 12 stycznia 2011

O głuptasku, który został ministrem finansów.

Od wczoraj jedna sprawa nie dawała mi żyć. Długo starałam sobie przypomnieć, ile lat może mieć posterunkowy Marcin Maciuś, bo co to za mieszkaniec poznańskiej dzielnicy Wilda, którego wieku nie znam. Dlatego specjalnie dziś czatowałam na dzielnego Maciusia w odprasowanym uniformie. Kupiłam w sklepie na dole kefir, trzy bułki i szynkę z wyrzutem sumienia, czyli salceson i przechadzałam się powoli przed składem w oczekiwaniu na stukot policyjnych obcasów. W końcu Marcin Maciuś pojawił się pod latarnią wokół której się kręciłam.

– Pani Adelu, a co pani dzisiaj tak na rogu się reprezentuje? – czujnie zaczepił mnie posterunkowy. – A gdzie pani opiekun?
– Masz rację, młody człowieku, przypuszczając, że na rogu najłatwiej przyprawić mężczyźnie rogi. Jednak mylisz się, drogi służbisto, bo choć Władek lat 95 na drugie imię nosi Alfons, o niczym to nie świadczy. Zaś ja jestem nie notowana już od 73 lat.
– Przepraszam, pani Adelu. Człowiek tyle pracuje w codziennym stresie, że wszystko mu się kićka. Znaczy mi się kićka.
– Kićka? Jak długo pracujesz w Policji, żeby jeszcze nie wiedzieć, że na państwowej posadzie należy mówić poprawnie po polsku?!
– Podjęłem tę robotę, gdy miałem 19 lat. Już 13 lat zdzieram obcasy na wildeckim bruku – powiedział Maciuś lat 32.
Uśmiechnęłam się z ukontentowania. Powinnam być śledczą albo agentką wywiadu, bo bardzo łatwo przychodzi mi wyciąganie poufnych informacji od funkcjonariuszy państwowych.
– Podjęłem? Nie kalecz języka jak minister finansów! – pouczyłam dzielnicową siłę dobra i praworządności.
– Wzięłem przykład z pana Rostowskiego? – ucieszył się posterunkowy lat 32.
– Wziąłem! Popraw się, bo wkrótce wylądujesz na bezrobociu!
– A to niby dlaczego?
– Bo będziesz musiał oddać pałkę i kajdanki kontrolerom skarbowym. A gdy zostaniesz bez gadżetów, to byle Grzebień lat 45 podłoży ci nogę i stracisz respekt w dzielnicy.
– A kto to niby wymyślił?
– Pewien głuptasek z rządu.
– To znaczy, że ja też mogę być skontrolowany przez skarbowego bubka z użyciem przymusu fizycznego? – zaniepokoił się Marcin Maciuś.

Zostawiłam zdenerwowanego bubka z wildeckiego posterunku z rozdziawioną buzią. Wróciłam do domu, zaparzyłam aromatyczną kawę i zadumałam się. Na dworze było szaro, siąpił deszcz, a ja zrozumiałam, że przed kontrolą skarbową nie obroni mnie nawet policjant. I wówczas zaprotestowałam. Dlaczego na talibów wysyłamy żołnierzy? Dlaczego, skoro ich się nikt już nie boi? Poślijmy Rostowskiego do Afganistanu! Do Iraku! A potem niech się rozprawi z Czerwonymi Khmerami!

2 komentarze:

  1. Och, no naprawdę, Ty Adelo okrutną kobietą jesteś. Że nie powiem złą. Ministra na wojnę? Wszak on ci nie od tego jest. Tylko od piastowania teki w swych lubych objęciach.
    Popraw się, popraw bo wylądujesz w przybytku resocjalizacji gdzie nie daja pysznej szyneczki z wyrzutem, pozdrawiam Irena

    OdpowiedzUsuń