niedziela, 8 stycznia 2012

Nie ma jak.

Kiedy Jerzy Stuhr kupił sobie filmowo wielbłąda, to ja postanowiłam nabyć jaka. Jak jaki jest, każdy wie. Jednak w porównaniu z wielbłądem jak jest nijaki. Dlatego zdegustowana tym faktem poprosiłam Władka lat 96, by go czym prędzej zaszlachtował, a potem zaprosiłam AK-owca na obiad, na który usmażyłam cztery krwiste steki. Po dwa na jedną żuchwę.

Wzięłam do ręki sztućce i przekroiłam pierwszy kawałek, wkładając kęs do ust. Chwilę pożułam mięso i samokrytycznie oceniłam przygotowaną przez siebie potrawę:
– Ten jak jest nijaki nawet po śmierci. Jak go zabiłeś? Podobno przestraszone przed śmiercią zwierzę zdecydowanie gorzej smakuje.
– Najpierw go zahipnotyzowałem.
– Jak?
– Pytasz o jaka czy o hipnozę?
– O zahipnotyzowanie jaka.
– Aha. Patrzyłem mu w oczy, klepiąc jednostajnie inwokację. Zasnął przy 16-stej z kolei deklamacji. Odpłynął dokładnie przy słowach „Panno święta, co jasnej bronisz Częstochowy”.
– A potem?
– Udusiłem go.
– Własnymi rękoma?
– Nie inaczej.
– Może powinieneś mu zaśpiewać Młynarskiego? Inwokacja mogła go nastawić patriotycznie i jak się zaciął nacjonalistycznie, powodując ścięcie białka i w odwecie pozostawiając nam twarde, łykowate mięcho.
– Niby co miałem mu zaśpiewać przed śmiercią? „Jesteśmy na wczasach”? To byłby cynizm. Oj, Adela... – dodał z naganą w głosie.
– „Nie ma jak u mamy”.
– Nie ma jak u mamy? – zastanowił się powstaniec. – Chyba nie mógłbym. Pewnie sam bym się zaciął i rozpłakał.
– Masz wrażliwą duszę, Władku.
– Nie przyszło mi łatwo uduszenie jaka.
– Wiem, kochasiu.
– Ale łatwiej mi poszło niż z karpiem. Takiego trudniej się hipnotyzuje, o kłopotach z duszeniem już nie wspomnę.
– Wyślizguje się bestia?
– Ba!
– Nie ma jak być wegetarianinem. To jak nałożyć ci? Drugi stek jeszcze nie wystygł.

Powstaniec rzucił się łakomie na mięso, a ja nastawiłam radio. Akurat grali „See you later, aligator”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz