sobota, 7 stycznia 2012

Mój ty koksowniku!

W kolejce przed sklepem na dole toczą się zwykle interesujące dyskusje. Ich ton nadaje Kunia lat 88, która ma tę iskrę Bożą, co rozwesela, zapładnia i naprowadza na świeże pomysły. Dziś nie było inaczej – Kunia rzuciła temat, który z miejsca nas rozgrzał. Poszło o zagrzewanie przez mężczyzn miejsca w naszych wymuskanych mieszkaniach.

– Uwielbiam jak w swoim mieszkaniu natykam się tylko na moje skarpetki! – wyznała Kunegunda.
– Myślałam, że Kazio to orzeł – wspomniała Malwina lat 92. – A on wymościł sobie gniazdko i zaczął wysiadywać jaja.
– Przynajmniej miałaś co rano jajecznicę na śniadanie – zauważyła przytomnie Dziunia lat 55.
– To były dwa zbuki! – odpowiedziała Lwinka. – Niestrawne klejnoty Kazimierza oddolnego.
– Oddolnego? – zdziwiła się Lucyna lat 80.
– Mężczyźni są jak gołębie – stwierdziłam. – Zaczynają od gruchania, ale potem masz zasrany balkon.
– Gdy poznałam Benedykta lat wówczas 47 – rozpoczęła opowieść Kunia – to myślałam, że będzie inaczej. Chłopak był jak malowany, miał tylko popękane pięty, ale to wyszło latem, gdy zaczął chodzić w sandałach. I to lato mnie zmyliło, bo kto myśli o zagrzewaniu miejsca, gdy modlisz się o klimatyzację nawet pod prysznicem?
– Razem się kąpaliście? – zainteresowała się Dziunia.
– Nie i to był błąd. Ja szłam wziąć prysznic do łazienki, a Benedykt zaczął sobie w tym czasie mościć gniazdko.
– Jak to rozpoznałaś? – zapytałam.
– Na początku nic nie spostrzegłam. Zdziwiłam się dopiero wtedy, gdy Benedykt zaczął się do mnie czule zwracać: „Mój ty koksowniczku”.
– Co było dalej? – zniecierpliwiona Lucyna zaczęła popędzać Kunię.
– Ja nie lubię zdrobnień – ciągnęła Kunia – więc poprosiłam, by mówił do mnie „ty koksowniku”. On to zrozumiał jako przyzwolenie na moszczenie sobie gniazdka.
– Gniazda – wtrąciłam – przecież nie lubisz zdrobnień.
– To prawda – przytaknęła moja przyjaciółka. – A potem stało się to, o czym wspomniałam na początku. Zaczęłam natykać się na jego skarpetki.
– Nosił skarpetki do sandałów? – indagowała ciekawska Lucyna. – Jakiego koloru?
– Lato się skończyło i już nie brałam tak często kąpieli. Przez to miałam na oku Benedykta. I jego skarpetki w końcu przelały czarę goryczy...

Pokiwałyśmy ze zrozumieniem głowami i każda z nas zagłębiła się we wspomnienia. Niby własne, ale tak podobne. I rodził się w nas bunt. Protest przeciw moszczeniu gniazda przez mężczyzn w naszych mieszkaniach. Z tymże nie było komu, go wykrzyczeć. Każda z nas mieszkała sama.

1 komentarz:

  1. – Mężczyźni są jak gołębie – stwierdziłam. – Zaczynają od gruchania, ale potem masz zasrany balkon...dobre!!!

    OdpowiedzUsuń