wtorek, 11 września 2012

Banita.

Wiadomo wszystkim, że banita to patriota do bani. Ale kim jest, gdy wraca z banicji? Znowu patriotą? A może tylko kandydatem aplikującym na to wyróżnienie? Temat rzadko jest poruszany, bo raczej ludzie się nad tym nie zastanawiają, ale my – dziewczyny z poznańskiej Wildy oczekujące w ogonku na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku – musiałyśmy z tym problemem zmierzyć się.

Lech lat 49 właśnie wyszedł z kicia. Najpierw był niewinnym złodziejaszkiem. A to świsnął coś z półki sklepowej, a to obrabował kiosk, ale dzielnicowy Marcin Maciuś zawsze trafiał do niego ze swoim tropiącym nosem. Dlatego Lech postanowił przekwalifikować się z wykroczeń na przestępstwa w nadziei, że dochodzenie przejmą inni śledczy, którzy będą mieli gorszego niucha.

Lech nie wpadł na pomysł wielce oryginalny. Po prostu podrzynał bezpańskim psom gardła, wyrabiał skórki i sprzedawał na bazarze jako niezawodny środek na ból nerek. Nie miał reklamacji, więc w krótkim czasie dorobił się niezłej fortuny. I to wzbudziło zawiść jego sąsiadki, która podpatrzyła Lecha i doniosła na niego do komendy Policji. I znowu Lech skonfrontował się z posterunkowym Marcinem Maciusiem, zakładając mu stalową biżuterię na przeguby rąk. Następnie Lech odcinał ogony kotom, sprzedając je kaletnikom jako uchwyty do damskich torebek. I poprzez wiele podobnych inicjatyw Lech zasłużył na miano recydywisty.

Na ostatniej więziennej banicji Lech przebywał około 3 lat i gdy usłyszałyśmy, że wyszedł, to narodził się problem z definicją Lecha: czy jest polskim patriotą, czy też nie.

– Na pewno ma polską krew – zauważyła Kunia lat 90. – Jest ostry i cięty.
– Kto mu pozwolił na powrót? – oburzyła się Malwina lat 92. – Jeszcze którejś z nas poderżnie gardło!
– To nie jest ważne, czy znów będzie podrzynał. Idzie o to, czy on wraca tu jako Polak i mieszkaniec Wildy, czy też jako bezpaństwowiec? – zastanowiłam się.
– A może on przyjął inne obywatelstwo? – przypuściła Elwira lat 77.
– Gdzie? W więzieniu? – zdziwiła się Malwina.
I wtedy zobaczyłyśmy bladego Lecha, który wyłonił się zza węgła kamienicy i kierował swoje kroki w naszą stronę. Podszedł i przywitał się grzecznie:
– Dzień dobry, szanownym paniom.
– Dzień dobry – odpowiedziałyśmy chórem.
– Mam dobre peruki z końskiego włosia.
– Koń, by się uśmiał! – zaśmiała się Kunia.
– Zaraz, a skąd masz te włosy, banito?! – wrzasnęłam.
– Tylko nie banito, tylko nie banito! – odkrzyknął Lech i pobiegł w kierunku kościoła, gdzie w zakrystii urzędował łysy wikary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz