środa, 12 września 2012

Urny antymaterii.

– Proszę, Adela, ta urna jest dla ciebie – Kunia lat 90 podała mi zgrabną puszkę z metalowym deklem. Puszka jeszcze śmierdziała lakierem bezbarwnym czy inną farbą olejną. Nie podobało mi się to.
– Myślałam, że dostanę z piaskowca czy innego kamienia... – powątpiewałam.
– Wolałabym antymaterię w szklanej butelce po mleku – Malwina lat 92 kręciła nosem. – Pamiętacie, z taką cienką aluminiową zatyczką.
– Idzie tylko o szczelność – wyjaśniła Kunia. – Antymateria czuje się wyśmienicie w każdym opakowaniu.
– A ta antymateria czasem nie wymknie nam się spod kontroli? – zatrwożyła się Elwira lat 77.

Siedziałyśmy w kościele pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie. Właśnie skończyła się poranna msza święta, w której wzięłyśmy udział, zatem nie miałyśmy wyrzutów sumienia, zajmując się racjonalniejszą stroną ludzkiej egzystencji, czyli nauką i wiedzą. Stąd obawy Elwiry były uzasadnione, bo ona obawiała się wszystkiego, co nie miało magicznego pierwiastka Absolutu. Ponadto obawiała się, że antymateria może spowodować piekło na Wildzie, które notabene wyszłoby z kościoła. Tego by nie przeżyła. Nieprzewidziane reakcje pozostawionej samopas antymaterii mniej by na nią działały.

– Mam ją pod kontrolą – zapewniła szeptem Kunia.
Siedziałyśmy w kościele, więc rozmowa – choć gorączkowa – odbywała się po cichu.
– Właściwie do czego jest ona nam potrzebna? – spytała Malwina
– Do anihilacji zbędnej materii – odpowiedziała Kunia.
– Jezu Chryste, a co to jest? – zatrwożyła się Getruda lat 59, która nie była wcześniej wprowadzona w temat.
– Nie używaj imienia Pana swego nadaremno! – pouczyła Elwira. – Tym bardziej w kościółku, domu Pana!
– Wytniesz skórki, wyrzucasz do antymaterii – odrzekła Malwina. – Zostają obierki po pyrach, wruzcasz do antymaterii. Ona to zjada i nie musisz wyrzucać śmieci do śmietnika. Już niedługo nie będzie wysypisk śmieci.
– To moja antymateria! – Kunia podniosła głos. – Proszę nie zaśmiecać jej obciętymi paznokciami!
– Przecież rozmawiałyśmy – wtrąciłam się. – Do puszek z antymaterią mamy na przykład wrzucać to, co nawrzucałyśmy bliźniemu. Także złe myśli, przykre wspomnienia, niezabliźnione rany...
– Znaczy to są puszki Pandory? – dociekała Gertruda.
– Jasny gwint! – uniosła się Kunia. – To najlepsza z moich antymaterii, więc proszę mnie nie obrażać!

Nie miałam pretensji do Kuni, że się obruszyła. W końcu na powstanie antymaterii przeznaczyła najlepszą część swojej osobowości. Rozumiałam jednak też obawy Elwiry, która padła na kolana, żarliwie odmawiając modlitwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz