niedziela, 30 września 2012

Szalenie fajnie jest porozmawiać ze śmieciarzem.

Ze śmieciami zwykle wysyłam Władka lat 96, ale ostatnio zapomniałam go o to poprosić. Gdy dziś ujrzałam kubeł i wysypujące się z niego odpadki, to nie miałam innego wyjścia, jak samej wziąć worek ze śmieciami. Zeszłam na podwórko do śmietnika, a tam akurat przyjechali śmieciarze. Wykonałam koszykarski rzut osobisty, bezbłędnie trafiając workiem do kontenera. Jeden ze śmieciarzy zaczął bić mi brawo.
– Jest pani szalenie wysportowana. Lubię kobiety, które potrafią punktować.
– Dziękuję, młody człowieku – odpowiedziałam. – Staram się dbać o siebie, choć mam już 73 lata plus mały ogonek.
– Wygląda pani na 46 lat.
– Ma pan oko – stwierdziłam z podziwem. – Mam na imię Adela.
– Szalenie mi się podoba pani imię.

Zalotnie wyciągnęłam rękę na powitanie. Śmieciarz zaś zdjął robocze rękawice i podał mi wypielęgnowaną dłoń.
– Mam na imię Wawrzyniec. Mam lat 53 i jesienią będę obchodzić jubileusz 30-lecia na cudzych śmieciach.
– Każda praca wawrzynem człowieka.
– Szalenie ma pani rację. Ze sfermentowanych liści laurowych również można uzyskać kaloryczny napój.
– Ale chyba nie jest pan pijakiem?
– Tylko koneserem, droga pani.
– Jak się w ogóle pracuje w pana branży, Wawrzyńcu? – spytałam z ciekawością, bo lubię wiedzieć, co się dzieje dookoła mnie, a śmieciarze są nieodzowną i nieodłączną częścią naszego życia.
– Pecunia non olet, a ja szalenie lubię schylać się po grosz leżący na ulicy.
– To musi być pan bogatym człowiekiem.
– Również wewnętrznie, pani Adelo. Ostatnio na ulicy Pamiątkowej natknąłem się na Krytykę czystego rozumu. Szalenie dużo mi ta lektura rozjaśniła.
– Chciałbyś, drogi Wawrzyńcu, bym w przyszłym tygodniu wyrzuciła Krytykę jasnego rozumu?
– Oczywiście! – po czym dodał niepewnie: – Ale chyba nie kantuje mnie pani?
– Wawrzyn – do śmieciarza podszedł jego kolega, trzymając w ręku kawał blachy. – To chyba mosiądz. Bierzemy?
– Szalenie!
– Wy musicie na wszystkim się znać – stwierdziłam z uznaniem.
– Jesteśmy omnipotentni – Wawrzyniec ze skromnością przyznał mi rację.

Po chwili szarmancko pożegnał się, założył rękawice robocze i wraz z kolegami udał się na ulicę Krzyżową. Mieli nadzieję odnaleźć tam co najmniej kilka mosiężnych krucyfiksów. Ja zaś wróciłam do siebie. Wspinając się klatką schodową myślałam o bogactwie. Szalenie zaczęło mi się nie podobać życie. Wyrzucając śmieci stawałam się intelektualnie biedniejsza. Chyba zaprotestuję przeciw temu i jednak nie wyrzucę Kanta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz