środa, 3 października 2012

Mamka.

Skład naszej kolejkowej grupy zwykle jest stały i waha się od 10 do 12 kobiet. Czasem któraś zachoruje, zaśpi albo ma zapas pieczywa z poprzedniego dnia i wtedy się nie pojawia. Dziś dołączyła do naszego ogonka przed sklepem na dole, w którym co rano oczekujemy na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku, osoba spoza naszej chrupiącej dwunastki. Była to Łucja lat 84.

Odkąd znam Łucję, zawsze pracowała jako mamka. Wstawała – jak my – o świcie, choć nie kierowała swoich kroków przed sklep, lecz do swoich podopiecznych. Zakupy załatwiali rodzice maleństwa, więc ten obowiązek miała z głowy.

Łucja wychowała wiele pokoleń na poznańskiej Wildzie. Cieszyła się z tego powodu wielką estymą i popularnością. Niejeden groźny hultaj był przez nią nadal traktowany jak słodkie maleństwo, a przecież nawet człowiek niebezpieczny potrzebuje życzliwości, zainteresowania i delikatnego głaska po zarośniętej buzi.

– Cześć, mamusiu – Gertruda lat 59 pierwsza spostrzegła Łucję, która włócząc zgrabnymi nogami dołączyła do kolejki.
– Jak kupki? – spytała Łucja, czule zanurzając delikatne palce we fryzurze Gertrudy. – Nie masz czasem zaparć? Pijesz herbatki koperkowe?
– Jeszcze za uszkiem – poprosiła Gertruda.
– Cholera – zaklęła Kunia lat 90 – żałuję, że urodziłam się tak wcześnie. Też lubię za uszkiem.
– Dobrze, że się ustawiłaś z nami – rzekła Malwina lat 92 – trochę się opalisz. Blada jesteś jakaś taka.
– Nie jesteś u Bryana? – zdziwiłam się. – Ile on ma już miesięcy? Cztery?
– Straciłam mleko – Łucja smutnie pociągnęła nosem.
– Co?!
– Nie wiem, co się stało. Mleko miałam non stop od 23 roku życia. Po 61 latach piersi odmówiły mi posłuszeństwa. Ja się chyba zabiję.
– Nie gadaj głupot! – żachnęła się Kunia.
– Ewoluujesz – zauważyłam. – Dojrzewasz.
– Że jak?
– Z jakichś powodów twoje ciało odmawia zajmowania się maluchami – wyjaśniałam. – Coś cię podświadomie od nich odpycha. Powinnaś chyba przerzucić się na przedszkolaków.
Łucja chłonęła moje słowa, a smutek ustępował z oczu, rozjaśniając je radośniejszymi myślami.
– Nie czułam się komfortowo – przyznała mamka – pojąc polską siarą z poznańskiej Wildy Bryana, Kena, Xaviera, Fabienne, Vivienne, Etiennette i inne Vienny.
– Karmiłaś dzieci Michała Wiśniewskiego? – zdziwiła się Malwina.
– Będziesz codziennie mogła się z nami ustawiać – Elwira lat 77 uśmiechnęła się.
– Chyba nie. Do przedszkolaków też trzeba wcześnie wstawać.

Nadjechał furgon z chlebem i zaczęłyśmy przygotowywać bilon. Najbardziej niecierpliwiła się Łucja, bo chciała szybko nabyć bułki i polecieć szukać nowej roboty już jako przedszkolanka. Ja zaś w duchu odczuwałam żal, bo to była ostatnia dziewczyna z naszego pokolenia, która jeszcze miała mleko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz